Rozdział 11:


Przestań kłamać! – Wykrzyczał Tyler przez łzy, rzucając zimową kurtką o podłogę. Spoglądał w stronę starszej siostry z wyraźnym żalem, wywołując w niej poczucie winy. – Minęło tyle czasu, a mamy nadal tu nie ma! Masz mnie do niej zabrać, natychmiast!
      Larissa spuściła głowę, nie wiedząc, jak zareagować, co powiedzieć. Nie mogła dłużej wmawiać blondynowi, że ich rodzicielka wkrótce przyjedzie. Chłopiec wyczuł, że było to jedynie kłamstwo i najwyraźniej nie zamierzał dawać siebie dłużej oszukiwać.  Tęsknił za, Lisette, chociaż nie poświęcała mu zbytnio uwagi. Nie zmieniało to jednak faktu, iż nadal był dzieckiem i wielu rzeczy nie rozumiał.
      – Tyler, uspokój się. Wujek zabierze cię do szkoły, a jak przyjdziesz, wszystko ci wyjaśnię. Obiecuję...
      – Znowu mnie okłamiesz! Chcę wiedzieć, dlaczego ludzie mówią, że moja mama nie żyje! To nie prawda!
      Brunetka przykucnęła, biorąc dłonie chłopca w swoje. Z początku próbował się wyrwać, jednak ustąpił, wpatrując się w nią zaszklonymi oczami. Dziewczyna czuła się okropnie, wiedząc, że przyczyniła się do wylanych łez i smutku wypisanego na twarzy ośmiolatka.
      Co powinna teraz zrobić, powiedzieć, by, choć trochę mu ulżyć? Z pewnością nie zrozumie, gdy oznajmi, że odciągnęła go od matki dla jego dobra. Mógłby ją za to znienawidzić, a tego by nie zniosła.
      – Nasza mama żyje, ale musimy okłamywać innych, że tak nie jest. Ona... Ona jest w niebezpieczeństwie i jeśli nie będziemy jej kryć, stanie jej się coś złego – kolejne kłamstwo wypowiedziane z ust Larissy. Czuła się podle. Starała się unikać sytuacji, w których musiała łgać, ponieważ ceniła szczerość. Niestety w tej sytuacji nie miała innego wyjścia. Musiała wciąż brnąć w kłamstwa.
Kątem oka dostrzegła przyglądającego się całej sytuacji Chińczykowi. Jego spojrzenie nie mówiło niczego, przez co nie mogła stwierdzić, czy w ogóle się przejął, czy też wszystko, co działo się z nią i Tylerem nie miało dla niego żadnego znaczenia. Nastolatce coraz trudniej było zrozumieć ojca. Nawet w najmniejszym stopniu nie okazywał dobrych emocji. Potrafił jedynie narzekać, krzyczeć i zamykać się w swoich czterech ścianach, chcąc uciec od „szkodników” znajdujących się w jego domu. Lissa zupełnie inaczej wyobrażała sobie relacje z ojcem. Wielokrotnie marzyła o chwilach, które spędza wspólnie z Daesungiem. W marzeniach wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Była w nich szczęśliwa, czuła się naprawdę kochana i potrzebna. Tyler dorastał w rodzinnym cieple, rozumiejąc, że już więcej nie ujrzy Lisette. Niestety nic nie było takie samo w rzeczywistości.
Otarła z policzków chłopca łzy, uśmiechając się do niego promiennie, chcąc ukryć wewnętrzny smutek. W udawaniu szczęśliwej zdążyła nabrać wprawy już kilka lat temu, gdy musiała udawać, że mieszka jej się dobrze u matki, wówczas, gdy to „dobrze” daleko odbiegało od rzeczywistości.
– To jak, pójdziesz z wujkiem do szkoły? – Spytała, a chłopiec przytaknął. Nałożyła na jego ramiona ciepłą kurtkę, mierzwiąc blond włosy. – Baw się dobrze i ucz się języka. Przyjdę po ciebie i zabiorę na plac zabaw, jeśli będziesz grzeczny.
Nie minęła chwila, a Tyler wybiegł uśmiechnięty z domu, łapiąc Daesunga za rękę. Dzieci miały ten przywilej, że niczym zbyt długo się nie przejmowały i szybko zapominały o sprawach, których nie rozumiały. Li bardzo chciałaby, choć przez chwilę nie patrzeć w przyszłość i nie zadawać nurtujących ją pytań bez odpowiedzi, ale nie potrafiła. Wiedziała, że w każdej chwili coś mogło się popsuć i znów wyląduje w Londynie, z którego tak bardzo pragnęła się uwolnić. Mimo wszystko miała również ochotę zadzwonić do Lisette i powiadomić ją, że z nią i Tylerem wszystko było w porządku i nie musiała się martwić. Jeśli oczywiście w jakikolwiek sposób przejęła się ich zniknięciem. Ale chyba nie przeszłaby obok tego obojętnie. Prawda?
Brunetka przewiesiła torbę przez ramię i wyszła z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Z nieba zaczął prószyć śnieg, a leniwe słońce skrywało się za kłębowiskiem chmur. Było pochmurno i prawdopodobnie wcale nie zamierzało się rozchmurzyć.
Westchnęła, kierując się odśnieżoną ścieżką, pogrążona w zadumie. Tym razem jej myśli powędrowały ku Nichkhunowi i tajemnicy, jaką powierzył jej młodszemu bratu. Nie mogła ukryć, że bardzo ją to zaciekawiło i nie zamierzała spocząć, dopóki nie wyciągnie z ośmiolatka prawdy. Każde dziecko można było czymś przekupić, a Tylera znała jak własną kieszeń.
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy poczuła, jak coś uderza ją prosto w plecy. Instynktownie odwróciła się, badając wzrokiem teren. Nie zobaczyła nic groźnego, pomijając Nicka idącego w jej stronę. Udawał, że wypatruje czegoś w niebie, a na jego ustach utkwił delikatny uśmiech.
Larissa skrzyżowała dłonie, posyłając w jego stronę niedowierzające spojrzenie. Ten chłopak od koncertu Heartstrings wyraźnie próbował złapać z nią jakiś kontakt. Szkoda tylko, że na cel wybrał sobie denerwowanie jej osoby.
– O, cześć, Li! – Odezwał się niby zaskoczony Nick, posyłając dziewczynie promienny uśmiech. – Widziałem jak wielka kula śnieżna spadła z nieba i znalazła się wprost na twoich plecach. Czy to nie nadzwyczajne?
– Tak. A Terminator jest moim ojcem i władcą świata – opowiedziała zaczepliwie, marszcząc brwi.
– Co prawda Daesung nie wygląda na Terminatora, ale jeśli chodzi o jego zaciętość, mimikę twarzy… – potarł palcami o podbródek, udając, że się zastanawia – to całkiem możliwe.
Lanfang powstrzymała się od pacnięcia w czoło, odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, mając nadzieję, że chłopak zrozumie aluzje i po prostu da jej spokój. Mimowolnie uniosła jednak kąciki ust, wyobrażając sobie ojca w roli Terminatora, walczącego z całym światem. Po chwili wybuchła głośnym, perlistym śmiechem.
Nick podbiegł do dziewczyny, dotrzymując jej kroku i z uwagą przyglądając się uradowanej twarzy. Gdy Lissa się uśmiechała nie wyglądała, jakby była obrażona na cały świat i chciała powybijać półkulę ziemską. Sądził nawet, że taką by ją polubił. To Soonkyu poprosiła, żeby dał jej szansę i starał się ją bliżej poznać. Uważała, że Li wcale nie jest taka zła, na jaką się kreuje, tylko wystawia wokół siebie kolce, bojąc się zostać zranioną. Być może rzeczywiście w tym coś było?
– Daesung Terminatorem? – Usłyszał nagle rozbawienie w jej głosie, na co przytaknął, podtrzymując rozmowę.
– Gdybyś widziała, jaki twój wujek robi miny podczas sprawdzania klasówek! Albo, gdy chodzi po klasie, niczym wściekły buldog, mając nadzieję, że nikogo nie przyłapie na ściąganiu – mówił, naśladując miny nauczyciela angielskiego.
Dookoła rozbrzmiał szczery śmiech nastolatków. Chłodny wiatr łaskotał ich policzki, rozrzucając włosy na wszystkie strony i układając z nich artystyczny nieład. Niektórzy spoglądali na nich z powątpiewaniem, drudzy, jakby robili coś złego, wyglądając na szczęśliwych. Inni brali ich nawet za parę, zazdroszcząc szczęśliwej miłości.
Tak naprawdę było to dwoje ludzi, którzy powoli zaczynali odnajdywać się w swoim towarzystwie.


Angielka oparła głowę o zieloną szafkę, przymykając na moment ciężkie powieki. Była zmęczona ciągłymi kłamstwami i udawaniem, że nic się nie działo. W dodatku więź z Daesungiem ani trochę się nie poprawiła. Wciąż traktował ją jak obcą osobę, której tylko użyczał dachu nad głową. Do tego dochodził jeszcze Tyler, tęskniący za matką i odstawiający swoje humory. Jedynie Nick przestał jej się wydawać nadętym w sobie bufonem, choć tak naprawdę do teraz nie miała pojęcia, dlaczego za kogoś takiego w ogóle go wzięła. Chyba po prostu kierowała się pozorem, że chłopak grający w sławnej kapeli musiał być narcyzem. Najwyraźniej jednak bardzo się, co do tego pomyliła, a Nichkhun zaczął zyskiwać jej sympatię. Dzisiejszą drogę do szkoły przebyła w jego towarzystwie i nie mogła narzekać. Przynajmniej na moment zapomniała o tym, że po raz kolejny musiała okłamać własnego brata.
– Nie wyglądasz najlepiej. Coś się stało?
Larissa oparła się plecami o szafki, głośno wzdychając. Przyglądała się Soonkyu, która  stała naprzeciw, trzymając w dłoniach kilka podręczników. Znów patrzyła na nią z tą niepewnością wypisaną na twarzy. Była osobą przejmującą się wszystkimi dookoła i niezważającą na opinię innych ludzi. Rozsiewała wokół siebie przyjacielską aurę, która nie pozwalała jej nie lubić. Z pewnością oddawała też serce wszystkiemu, co kochała. Li obiecała sobie, że jeśli kuzyn zrani tę miłą dziewczynę, osobiście się z nim rozprawi. Kogoś lepszego to mógł ze świecą szukać, a i tak utknąłby gdzieś pomiędzy chwastami, a przekwitłymi różami.
– Nic szczególnego – odparła w końcu Lanfang, zbywając koleżankę.
Nie miała w zwyczaju obarczać kogoś swoimi problemami, przez co wolała uniknąć rozmowy na temat tego, co działo się w jej głowie. Ponadto wcale nie czuła się źle. Po prostu potrzebowała dużej dawki snu i zamierzała wykorzystać najbliższą przerwę do zrobienia sobie drzemki w bibliotece. Tak, jak robił to przeważnie Nick. Skoro jemu nikt nie zwracał uwagi, jej też pewnie dadzą spokój i będzie mogła, choć przez chwilę odpocząć.
– Nie ładnie tak stać i plotkować o chłopakach! – Oznajmił z uśmiechem Jonghyun, podchodząc do dziewczyn i obejmując ramieniem obcokrajowke. – Który ci się podoba, Li? Powiedz, a zaraz go pogonie – dodał żartobliwie, na co brunetka uderzyła go delikatnie z łokcia w żebra.
Chicken! Czy tobie życie jest nie miłe? Chcesz umrzeć? – Spytała niby poważnym tonem, Lissa, by po chwili wybuchnąć głośnym, perlistym śmiechem.
Pomimo porannego wybuchu Tylera i poczucia winy, Lissa czuła się zdecydowanie lepiej. Nick skutecznie poprawił jej samopoczucie, a sama obecność Jjonga sprawiała, że uśmiech pojawiał się na jej twarzy. Do teraz przed oczami miała ich pierwsze spotkanie, podczas którego, Bling jak gdyby nigdy nic podszedł do niej i rozpoczął znajomość w naturalny dla siebie sposób. Naprawdę go polubiła. Tak samo jak innych ludzi, będących obecnie jej znajomymi. To dzięki nim w jakiś sposób potrafiła odnaleźć się w nowym kraju, jak i sytuacji, z którą przyszło jej się zmagać.
Lanfang podążyła wzrokiem wzdłuż korytarza, gdy uśmiech znikł z jej twarzy. Na jego miejscu wtargnął grymas niezadowolenia, spowodowany widokiem Kibuma przy boku Ariadny. Angielka nie mogła uwierzyć w naiwność tego chłopaka. Latał za Arią jak wierny piesek, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że był przez nią wykorzystywany. Sama zauważyła, jakim wzrokiem Lawson obdarzała Nichkhuna i co się za nim kryło. Key stał się zabawką w jej dłoniach, ale nie potrafił tego dostrzec. Zaślepiło go zauroczenie, przez które z pewnością będzie cierpiał.
– Obawiam się, że Aria szuka na ciebie czegoś, co mogłoby cię całkowicie zniszczyć – zaczęła Sunny, niepewnie spoglądając w stronę idącej pary. – Czy jest coś, o co powinniśmy się martwić? Jakaś tajemnica, która nie powinna wyjść na jaw?
Larissa ukryła zaskoczenie wywołane niespodziewanym pytaniem, posyłając Koreance uspokajający uśmiech. W głębi duszy obawiała się tego, że prawda wyjdzie na jaw i Daesung będzie miał przez nią problemy, ale w głębi duszy chciała wierzyć, że nic takiego się nie stanie.
Czasami wiara potrafiła zdziałać cuda, ale jak będzie tym razem?
– Nie mam nic do ukrycia, Sunny – odpowiedziała w końcu, spokojnym tonem. – Nie martw się. Aria niczego na mnie nie znajdzie.
– Właśnie – przytaknął z uśmiechem Bling, obejmując obie dziewczyny. – Gdyby coś się działo, jestem pewien, że Li by nam powiedziała. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
Angielka niepewnie przytaknęła, po raz kolejny dzisiejszego dnia czując narastające poczucie winy. Okłamywała ludzi, na których jej zależało. Robiła coś, czego nienawidziła najbardziej na świecie.


 – Myślisz, że powinienem nieco popracować nad swoim głosem? – Spytał, Kibum po raz dziesiąty, uważnie przyglądając się zdenerwowanej twarzy Nichkhuna. – No, co? Chciałbym, żeby fanki mdlały, gdy śpiewam. W szczególności Aria!
– Wtedy nie mielibyśmy, dla kogo śpiewać. A Arię możesz zaatakować jakąś bombą gazową, wtedy na pewno zemdleje – odparł, otwierając podręcznik z języka angielskiego.
      Odkąd Nick przyjął do Heartstrings Kima i Taemina, ten pierwszy nie dawał mu spokoju. Zachowywał się tak, jakby przyjaźnili się na śmierć i życie, co zaczynało go denerwować. Key był posiadaczem bardzo dobrego głosu, dlatego pytanie o to, czy musi nad nim popracować, mógł sobie po prostu odpuścić.
      – No wiesz, co? Jak możesz w taki sposób się wyrażać o mojej ukochanej? – Oburzony odwrócił się na pięcie, kierując się do swojej ławki.
      Xiah jedynie pokręcił głową, powracając do słownictwa, z którego Daesung zapowiedział kartkówkę. Angielski miał opanowany w małym palcu, jednak zawsze wolał sobie coś powtórzyć, niż potem popełnić jakąś głupią gafę. Jeśli pragnął dostać się do jednej z najlepszych artystycznych szkół policealnych - musiał zadbać o dobre wyniki w nauce. W końcu nic samo nie przychodziło. Nie potrafił jednak skupić myśli na niczym, co nie miało związku z błękitnymi, dużymi oczami, długimi, ciemnobrązowymi włosami i ładnej, dziewczęcej twarzy. Przed oczami wciąż miał uśmiechniętą twarz Larissy i nie potrafił odpędzić od siebie tego obrazu. Może, dlatego, że ten widok był tak bardzo rzadko spotykany?
Kibum wyrwał rówieśnikowi podręcznik z ręki, rzucając w jego stronę rozgniewane spojrzenie. Czuł się źle z tym, że nikt nie wspierał jego związku z Arią, choć widzieli, jak bardzo mu na niej zależało. Mieli prawo jej nie ufać po tym wszystkim, co zrobiła, ale mogliby jej dać jeszcze jedną szansę. Zmieniła się. I wierzył, że zrobiła to dla niego.
– Nawet ty nie możesz dać Arii jeszcze jednej szansy? – Spytał z wyczuwalnym smutkiem, a twarz Nichkhuna jakby złagodniała. – Ona naprawdę się zmieniła. Zależy mi na niej, ale na Lissie… na was również mi zależy. Nie chciałbym musieć wybierać między dziewczyną, a przyjaciółmi.
– Ślepo wierzysz w przemianę Lawson i chcesz wierzyć, że jest ona szczera – zaczął spokojnie Nick, przyglądając się ciemnym tęczówką kolegi – ale prawda jest taka, że nikt nie zmieni się z dnia na dzień. Ona cię tylko wykorzystuje, Key. Nie wiem, dlaczego to robi, ale czuję, że ma to związek z Li. Dlatego uważaj i zastanów się, czy to jest odpowiednia dziewczyna dla ciebie. Inaczej skończysz ze złamanym sercem, a o prawdziwych przyjaciół jest naprawdę trudno. Mam nadzieję, że  w końcu przejrzysz na oczy. Nim będzie za późno.
Kibum odwrócił się do chłopaka plecami, uważnie analizując usłyszane przed chwilą słowa. Czy to możliwe, że Nick miał rację? Może rzeczywiście nie potrafił dostrzec fałszywości w nagłej przemianie Ariadny i pragnął wierzyć, że to on się do tego przyczynił? Ale co, jeśli jednak nie było w tym żadnych podtekstów? Miały od tak zrezygnować z własnego szczęścia?
W jego głowie pojawiło się zdecydowanie zbyt wątpliwości, których nie potrafił się pozbyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz