Rozdział 12:


Chłodny wiatr smagał Larissę w twarz, rozwiewając jej gęste, ciemnobrązowe loki na wszystkie strony. Krótka, szaro-różowa spódniczka w kratkę delikatnie unosiła się ku górze, uwydatniając zgrabne, szczupłe nogi okryte czarnymi rajtuzami.
Dziewczyna jeszcze raz przyjrzała się strojowi, który miał służyć za szkolny mundurek. Jasnobrązowa, ciepła marynarka, biała koszula pod spodem oraz duża kokarda tego samego wzoru, co spódniczka. Jedynie obuwie stanowiło wybór indywidualny. Dodatkowo otrzymała jeszcze ciepłe podkolanówki o ciemnoszarej barwie oraz koszulę z krótkim rękawem i kamizelkę uderzająco podobną do ciepłej marynarki.
Lissa dowiedziała się, że mundurki byłyby na początku roku, jednak firma, która miała się nimi zająć nie wywiązała się z umowy i dyrektor musiał szukać kogoś innego. Podobno wcześniejsze mundurki w ogóle mu się nie podobały i, aby zażegnać panowanie dawnego dyrektora, postanowił zacząć od wyglądu uczniów. Nie jej było to oceniać, choć zdecydowanie lepiej czuła się w swoich ubraniach, a spódniczka sprawiała, iż czuła się nieco skrępowana.
Przycisnęła dłońmi spódniczkę, z marszczonymi brwiami wyczekując, aż wiatr nieco się uspokoi. Stała naprzeciwko zaśnieżonych poręczy, bez celu wpatrując się w duży dąb, stojący naprzeciwko. Uwielbiała szkolne korytarze, które znajdowały się pod gołym niebem. Dzięki nim również można było dotrzeć do odpowiednich klas, przy okazji zaczerpując świeżego powietrza. Li uwielbiała samotnie się po nich przechadzać, błądząc myślami wokół Lisette. Minęło sporo czasu, odkąd znajdowała się w Korei, a poczucie winy zamiast zanikać, objawiała się ze zdwojoną siłą. Musiała zadzwonić do rodzicielki, by powiadomić ją, że była z Tylerem bezpieczni i są szczęśliwi. Dopiero wtedy będzie mogła przestać obwiniać się o to, że Lisette mogła umierać ze strachu, nie mając pojęcia, co stało się z jej dziećmi. Nie chciała jej na to skazywać, choć byłoby to w pełni zasłużone.
Westchnęła, kierując wzrok w stronę nadchodzących kroków. Ujrzała grupkę, składającą się z sześciu Koreanek, zmierzających w jej stronę. Myślała, że się zatrzymają, ale te przeszły tylko obok, obdarzając gardzącymi spojrzeniami i rzucając w jej stronę obelgi, których nie potrafiła do końca zrozumieć. Niestety nie nauczyła się perfekcyjnie koreańskiego w indywidualnym zakresie. Zawsze znalazło się coś, czego nie znała i wypytywała przyjaciół o jakieś pojedyncze słówka, czy też zdania. Gdyby tylko wiedziała, co takiego zostało wypowiedziane w jej stronę - nie wahałaby się przed wszczęciem kłótni, jednak w takiej sytuacji pozostawała neutralna. Nie chciała zrzucać na siebie kłopotów, które odbiłyby się nie tylko na Daesungu, ale i Tylerze. Jeśli chciała tu zostać, musiała zmienić niekoniecznie dobre nawyki.
– Nie do twarzy ci w tym mundurku – usłyszała spokojny, nieprzyjemny głos Ariadny, która stanęła obok, krzyżując dłonie na piersiach i z denerwującym uśmieszkiem wpatrując się przed siebie. – Jest dla ciebie zdecydowanie zbyt elegancki.
Angielka prychnęła, z podirytowaniem patrząc na kremową, ładną twarz dziewczyny. Od samego początku wiedziała, że jej nagła przemiana była jedynie grą, która miała ją dokądś zaprowadzić. Udawała przed Kibumem kogoś zupełnie innego, robiąc mu złudną nadzieję.
– Zostaw Kima w spokoju i przestań igrać z jego uczuciami – odparła szorstko Li, ignorując słowa dziewczyny. – Po co to wszystko? Jeśli szukasz zabaweczki, idź do sklepu za rogiem. Tam jest ich pełno, a od mojego przyjaciela trzymaj się z daleka.
– Nie zrobię tego – oznajmiła spokojnie, a na jej twarzy wtargnął tajemniczy uśmiech. – Nie powstrzymasz mnie, Lanfang. Ja zawsze dostaje to, czego pragnę. Zapamiętaj to sobie.
– Po co to wszystko?! – Lissa zatrzymała rówieśniczkę w drodze, zaciskając dłoń na jej nadgarstku. – Co chcesz osiągnąć poprzez ranienie Kibuma? Uważasz, że to fair pogrywać z czyimiś uczuciami?!
– Za wszystkim stoi jakiś powód. Postępuje w ten sposób, ponieważ to jedyne wyjście, jakie mi pozostało, a ty nie jesteś w stanie mi przeszkodzić – odpowiedziała, spokojnie wyswobadzając się z uścisku Angielki. – Nie ważne, co zrobisz, Key ci nie uwierzy. Tak działa ślepe zauroczenie. Ale w odpowiednim czasie to się skończy, a on zapomni. Takie jest życie.
– Za kogo ty się do cholery masz?! – Larissa ścisnęła mocniej dłoń na ramieniu dziewczyny, z ledwością powstrzymując się od szarpnięcia jej za włosy. – Zostaw Kibuma w spokoju, słyszysz?!
– Lepiej zajmij się tajemnicą, której tak bardzo nie chcesz ujawniać – odparła, wywołując w Angielce zdumienie. Choć starała się nie okazywać emocji, jej błękitne oczy wszystko zdradzały. Ariadna delikatnie zdjęła jej dłoń z ramienia i podążyła przed siebie, schodami w górę.
Li stała w tym samym miejscu, z niedowierzaniem patrząc na oddalającą się sylwetkę. Czuła, że Lawson dążyła do tego, by odkryć coś, co mogłoby ją zniszczyć. Upokorzyć. Sprawić, że wszyscy przyjaciele odwróciliby się do niej plecami.
Nie znała jednak powodu takiego postępowania. Motywu, który mógłby kierować Arię do takich czynów…
Jedyne, co pozostało Lanfang to mieć się na baczności. I udowodnienie Kimbumowi, że był zbyt zaślepiony, by zauważyć, w jaki sposób go wykorzystywano. Wiedziała, że tak czy siak poczuje rozczarowanie, ból, ale nie mogła na to nic poradzić, dopóki on sam nie zrozumie, jaki błąd popełnił.


Larissa posłała niespokojne spojrzenie w stronę ojca, która przypatrywał jej się zza biurka obszernej klasy. Lekcje się skończyły, jednak ona musiała zostać w pomieszczeniu. Mina Daesunga wyraźnie dawała jej do zrozumienia, że coś się stało. Nie była do końca pewna, czy chce usłyszeć, o co chodziło.
– Dzwoniła Lisette – zaczął mężczyzna, wbijając wzrok w książkę do nauki języka angielskiego. – Wie, gdzie jesteście i przyjedzie najpóźniej jutro wieczorem. Sam przesłałem jej pieniądze na konto, by kupiła bilet.
– CO ZROBIŁEŚ?! – brunetka z niedowierzaniem patrzyła na Chińczyka, a w jej błękitnych oczach zalśniły łzy. Czuła, jak ręce drżą jej z zdenerwowania, a serce pęka w pół, zadając jej ogromny ból. Nie mogła… Nie chciała uwierzyć w słowa Daesunga. Obiecywał, że zajmie się nią i Tylerem, dopóki będzie przestrzegała jego reguł. Robiła wszystko, co w jej mocy. Uspokoiła swój temperament i wybuchowość, by nie wracać do Londynu. I wcale nie miała na myśli siebie, a dobro młodszego brata. To dla niego zdecydowała się na ucieczkę. Pragnęła, by miał lepsze dzieciństwo, niż ona. W Korei, Tyler stał się szczęśliwszym chłopcem. Pełnym energii, z uśmiechem na twarzy. Czasami chodził smutny, gdy tęsknił za rodzicielką, ale życie bez niej było lepsze. Zero imprez, alkoholu, narkotyków… – D-dlaczego? Myślałam, że nam pomożesz… Że mogę ci zaufać!
– Wiem, jak boli utrata dziecka. Lisette zasługiwała na prawdę. Jestem pewien, że teraz wszystko się zmieni. Że twoja mama w końcu zrozumiała swoje błędy i się zmieni. Wierzę…
– Nienawidzę cię! Naprawdę cię nienawidzę!


Wybiegła, nie odwracając się za siebie. Słone łzy spływały po jej bladych policzkach, a myśli wracały wspomnieniami do wszystkiego, co wydarzyło się, gdy mieszkała z Lisette. Do każdej pojedynczej chwili, która zagnieździła się w jej głowie niczym trująca substancja, która nigdy nie opuści ciała. Aż do śmierci.
Biegła przed siebie, nie zwracając uwagi na to, że ktoś nawołuje jej imię. Słyszała szybkie kroki za plecami, ale nie zamierzała się zatrzymać. Nie chciała, by ktoś ją teraz widział. I chociaż potrzebowała czyjegoś ramienia, wsparcia… wolała pozostać sama ze swoim smutkiem. Zawsze tak było, dlaczego więc miałoby to się zmienić? Jeszcze nigdy nie posiadała osoby, której naprawdę by na niej zależało. Była tylko ona, problemy i smutek, który wypełniał całą jej duszę.
– Li, proszę! Zatrzymaj się!
Poczuła, jak czyjaś dłoń zacieśnia się na jej dłoni i przyciąga bliżej siebie. Wyrywała się przez długą chwilę, ale silne, męskie ramiona przyjmowały każdy jej cios, nie zwalniając uścisku ani trochę. Delikatna woń przyjemnych perfum koiła zmysły, a ciepło drugiego ciała pozwalała na uspokojenie myśli i odrzucenie strachu. W końcu zrezygnowała z walki, pozwalając chłopakowi, by był przy niej. Po raz pierwszy pozwoliła, by ktoś widział ją w takim stanie.
Po raz pierwszy poczuła, że komuś na niej zależało. Nie mogła tylko uwierzyć, że osobą, która za nią pobiegła był właśnie on.
Zacisnęła dłonie na miękkiej bluzie, wypłakując się na ramieniu rówieśnika. Delikatnie gładził jej ciemnobrązowe włosy, o nic nie pytając. Po prostu był przy niej, nie oczekując żadnych wyjaśnień. Nie naciskał, by powiedziała cokolwiek.  Zdradziła powód smutku, jaki zagnieździł się w jej sercu. Jakby bez tego wiedział, co czuła i jaka naprawdę była.
Jakby znał ją jak nikt inny.
– D-dlaczego? – łkała, nie rozumiejąc obecności chłopaka. Spojrzała na jego spokojną twarz, a w czarnych niczym noc tęczówkach ujrzała świecące iskierki. Patrzył na nią z taką czułością… Rozpalał lód, który zagnieździł się w jej sercu bardzo dawno temu. Sprawiał, że na nowo czuło ciepło, o jakim zdążyło już zapomnieć.
– Nie jesteś sama, Li. Nigdy już nie będziesz, dlatego chcę, byś wiedziała, że jestem tu. I zawsze stanę po twojej stronie, bez względu na wszystko. Jonghyun, Soonkyu, Taemin, Key… wszyscy jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Dlatego pozwól nam przy tobie być i otwórz przed nami swoje serce. Musisz nam zaufać. Wtedy będzie ci łatwiej, zobaczysz.
Nichkhun pogładził jej delikatny policzek, ścierając z niego krystaliczną ciecz. Nie odrywał wzrok od tych dużych, niebiańskich oczu, a serce wybijało znany tylko sobie rytm. Gdy widział, jak Larissa wybiega zapłakana ze szkoły, musiał za nią pobiec. Nogi same ruszyły w jej kierunku, a serce cisnęło się do gardła na myśl o tym, jak ogromny towarzyszył jej smutek. Zdawał sobie sprawę z tego, co to oznaczało. I choć z początku chciał uciec od tego uczucia, dziś chciał być jak najbliżej niego.
Jak najbliżej Larissy.
Nachylił się, by złożyć na malinowych ustach dziewczyny delikatny pocałunek. Zdawał sobie sprawę, że to nie był ani odpowiedni czas, ani miejsce, jednak nie potrafił się powstrzymać. Chęć pocałowania jej stała się najsilniejsza z wszystkich uczuć, jakie nim kierowały.
Zaskoczony poczuł, jak usta brunetki rozchylają się, oddając czuły gest. Przymknął powieki, oddając się chwili, która mogłaby trwać wiecznie.
Chwili, w której ich serca biły w tym samym rytmie, tylko dla siebie.
Chwili, w której zakochali się bezpowrotnie.

Key oszołomiony wpatrywał się w parę, nie potrafiąc pogodzić się z tym, czego przez przypadek się dowiedział. Był świadkiem rozmowy Li z Daesungiem zupełnie przez przypadek. Chciał się tylko zapytać, czy ma poczekać na przyjaciółkę przed budynkiem szkoły. Słysząc jednak przez lekko uchylone drzwi, schował się w kącie, nie wierząc, że Lanfang tak bardzo wszystkich oszukała. Razem z Daesungiem wymyślili kłamstwo o śmierci jej rodziców, a prawda była taka, że uciekła od własnej matki. Znajdowała się tutaj niezgodnie z prawem.
Nie to było jednak najgorsze.
Najgorszy był fakt, iż okłamywała jego i pozostałych przyjaciół, którzy naprawdę chcieli, by nie czuła się samotna. A mimo to nie zaufała żadnemu z nich. Jakby na to nie zasługiwali.
Spuścił głowę, powstrzymując się od przerwania Nichkhunowi i Lissie, i powolnym krokiem ruszył przez wąską ścieżkę. Biały puch topniał pod wpływem dodatniej temperatury, odbierając miejscu szczególnego uroku. Tego dnia jak gdyby nic nie było już takie samo.
Kibum chcąc zapomnieć o zdradzie Lanfang, postanowił pojechać do Ariadny i zabić czas podczas wspólnego pikniku. W obecnej chwili była jedyną osobą, którą chciał zobaczyć.
Naprawdę zależało mu na Arii Lawson. Odkąd otwarcie się do tego przyznał, przyjaciele odsunęli się na bok, na każdym kroku powtarzając, jaki był ślepy i głupi, wierząc w nagłą przemianę tej dziewczyny.
Może i mieli rację, ale nie zamierzał kierować się innymi, a głosem własnego serca. Nawet jeśli miał poczuć rozczarowanie. Zawsze wierzył w ludzi i choć przeważnie źle na tym wychodził, nigdy tego nie zaprzestał. Czym byłby człowiek bez wiary? Marnym pionkiem w grze, jaka nie przyniosłaby mu żadnej satysfakcji.

1 komentarz:

  1. To, co zrobiła Larissa, od początku było niewłaściwe, ale nietrudno było się domyślić zdemaskowania. Szkoda, że Key dowiedział się o tym w tak, a nie inny sposób, tym samym niszcząc sobie psychicznie możliwość na przyjęcie innego wyjaśnienia. Ale w sumie kto jest w stanie uwierzyć perfidnemu kłamcy? Nie życzę jej źle, jednak - wiadomo - trudno mi także trzymać jej stronę, zwłaszcza po tym, co miało miejsce. No i przyjazd matki... Daesung trochę skopał sprawę, jednak z drugiej strony dał jej możliwość. Albo posłał na śmierć z ręki własnej matki, albo odzyskał możliwość pokochania jej na nowo. Zastanawiam się czy zachować to domino niefortunnych zdarzeń czy też przerwiesz je pasmem szczęśliwych chwil. To się jeszcze okaże. A ja tymczasem wyczekuję rozdziału trzynastego i niezmiernie się cieszę na nowe opowiadanie z Simonem.

    OdpowiedzUsuń