Rozdział 15:


Zdjęła buty, gdy usłyszała radosny głos ośmioletniego brata. Chłopiec energicznie opowiadał o tym, co spotkało go w Korei Południowej. Rzucał pojedynczymi słowami w języku azjatyckiego kraju. Larissa poczuła, jak serce ciśnie jej się do gardła, gotowe wyskoczyć w każdym momencie. Zacisnęła dłonie i niepewnie przekroczyła próg pokoju. Uniosła błękitne oczy, spoglądając wprost na kobietę siedzącą naprzeciwko. Rozpromieniona przytulała syna, jakby właśnie przyjechała po wakacjach. Delikatny makijaż, starannie upięte rude włosy i czyste, eleganckie ubrania. Ciepła kremowa sukienka i czarne rajtuzy.
To nie była prawdziwa Lisette. Nie ta, którą znała i zamieniła ich życie w piekło.
Lissa wiedziała, że o to jej właśnie chodziło. Stworzenie pozorów, by wyjść na dobrą matkę, podczas gdy cała wina zostanie zrzucona na nią. Szczęśliwy Tyler jej to ułatwiał, ale szatynka nie mogła go za to winić. Miał dopiero osiem lat i nie wszystko rozumiał.
– Li! Mama wróciła! – krzyknął Tyler na jej widok i podbiegł z rozwartymi ramionami. – Przepraszam za to, gdy mówiłem, że kłamiesz. Mówiłaś prawdę. Mama tu jest.
Siedemnastolatka pogłaskała chłopca po jasnych włosach, nie spuszczając wzroku z zielonych tęczówek kobiety. Mogła sobie udawać idealną panią domu, ale jej nie nabierze. Znała ją zdecydowanie zbyt dobrze, by uwierzyć w nagłą przemianę.
– Lisso, kochanie – Lisette podniosła się z podłogi i objęła córkę, jak gdyby nigdy nic. Odsunęła ją na szerokość ramion i patrzyła nań z uśmiechem. – Tak bardzo tęskniłam. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nic wam nie jest. Odchodziłam od zmysłów, myślałam, że zwariuje…
– Przez narkotyki, czy alkohol? Albo brak pieniędzy? – rzuciła szorstko nastolatka, z nienawiścią spoglądając w oczy rodzicielki.
– Larisso! Do matki odnosi się z szacunkiem! – głos zabrał Daesung, który stanął po stronie dawnej narzeczonej. Szatynka z oszołomieniem patrzyła, jak zostaje sama na polu bitwy. Całkowicie bezradna. W oczach ojca dostrzegła gniew przeplatany z rozczarowaniem. Uwierzył Lisette, cokolwiek mu powiedziała. Znów zawróciła mu głowie, by nie wyjść na złą matkę. Chińczyk ujął szczupłą dłoń kobiety, najwyraźniej chcąc dodać jej otuchy, po czym zmroził siedemnastolatkę spojrzeniem. – Rozumiem okres dojrzewania, ale ucieczka do innego kraju, fałszywe paszporty i uprowadzanie dziecka to już za wiele! Myślałem, że jesteś rozsądną dziewczyną. Chciałem dać ci szansę, ale ty mnie okłamałaś. Kłamałaś przez cały czas…
– To nieprawda!
– Twoja mama o wszystkim mi opowiedziała. O twoich problemach w szkole, wagarowaniu i ćpaniu – kontynuował surowym tonem, zupełnie nie wierząc w słowa córki. – Wmawiałaś, że to ona ma problem, a to ty potrzebujesz pomocy! Powinnaś docenić, że masz matkę, która się o ciebie troszczy i chce pomóc, a nie zwalać mi się na głowę!
Lanfang poczuła, jak po bladych policzkach spłynęły łzy. Nie mogła uwierzyć, że usłyszała takie słowa od mężczyzny, który wychowywał ją przez ten krótki okres czasu. Robiła wszystko, by był z niej dumny i nie odsyłał jej do Anglii, a on tak łatwo uwierzył Lisette. Chłonął każde jej słowo, jak kwiat spragniony wody. Ufał, choć sam został oszukany. Mówił tak, jakby nigdy nie chciał poznać własnej córki. Jakby jej obecność była dla niego problemem.
Nie chciał jej. Dlatego zadzwonił po Lisette. Pragnął pozbyć się kłopotu.
– Czy naprawdę myślisz, że ryzykowałabym tak wiele, by tutaj przyjechać, tylko dlatego, że miałam taki kaprys? – spytała z niedowierzaniem, gniewnie ocierając łzy. – Wydałam wszystkie pieniądze, które przed nią chowałam, a oszczędzałam na studia – wskazała na rudą kobietę i znów spojrzała na Azjatę. Jego twarz była nieugięta. – Nie chciałam, by Tyler miał takie dzieciństwo, jak ja! Myślałam, że nam pomożesz, ale okazałeś się łajdakiem! Nic cię nie obchodzę. Ani jako córka, ani jako człowiek. Dlatego oddajesz mnie w ręce tej narkomanki.
Poczuła silne uderzenie, które odrzuciło ją w tył. Momentalnie złapała się za palący policzek i oszołomiona spojrzała na rodziców. Była pewna, że to Lisette ją uderzyła, ale ona stała równie zaskoczona, nie wiedząc, co robić. To Daesung ją uderzył.
– Wujku, nie bij Lissy! – krzyknął przerażony ośmiolatek, podbiegając do siostry i wtulając się do jej nóg. – Kocham moją siostrę i nie chcę, byś ją krzywdził! Ona jest dobra. Lepsza od mamy. I kocha mnie bardziej, niż ona.
Tyler zaczął pociągać nosem i wyrywał się, gdy Lisette próbowała go odciągnąć. Ostatecznie Daesung szarpnął nim w stronę łazienki i zamknął jak jakiegoś więźnia. Ośmiolatek krzyczał, waląc w drzwi, jednak to nic nie pomogło.
– Cholera, tego już za wiele – stwierdziła szorstko Lisette i zerknęła w stronę długich firan, z których wyłoniła się męska sylwetka.
Kai.
Larissa już miała się odezwać, gdy matka zakryła jej usta i z całej siły powstrzymała przed ucieczką. Zdezorientowany Daesung spojrzał na nią i nagle opadł na podłogę, zwijając się z bólu. Szatynka dostrzegła krew i nóż w rękach zadowolonego Koreańczyka. Próbowała krzyczeć, ale dłoń matki efektownie ją zagłuszyła. Z jej przerażonych oczu zaczęły spływać łzy. Wyszarpała się z uścisku rodzicielki i rzuciła się na nożownika, jednak ten brutalnie odrzucił ją w tył. Uderzyła głową o ścianę i osunęła się na ziemię.
Daesung próbował przeturlać się w ich stronę, ale Kai ponownie wbił nóż w jego plecy.
Raz.
Drugi.
Trzeci.
Lanfang zamknęła oczy, nie potrafiąc patrzeć, jak ten obrzydliwy typ morduje jej ojca. Na ziemi było mnóstwo krwi. Strach paraliżował jej ciało i nie pozwalał na jakikolwiek ruch. Wsłuchiwała się w śmiech rodzicielki, który brzmiał jak u szaleńca. Rzuciła córkę w stronę Kaia, a ten przeciął nożem jej bluzkę i z satysfakcją patrzył na zaokrąglone piersi.
– Zrób z nią co chcesz, ale nie może wyjść z tego cało – odparła obojętnie Lisette i skierowała się w stronę łazienki, gdzie znajdował się jej młodszy syn. – Zamknijcie się w pokoju. Wyprowadzę Tylera i wsiądziemy do samochodu. Masz dwadzieścia minut, Kai. Udanej zabawy.
– Będzie udana, gdy już z tobą skończę, malutka – odparł, gładząc zakrwawionym nożem policzek przerażonej nastolatki. Po chwili zakrył jej usta i skierował w stronę jednego z pokoi.
Rzucił ją na materac, rozerwał stanik i brutalnie zaczął całować piersi.
Larissa już nie krzyczała, pozbawiona wszelakich sił. Przerażona tym, co przed chwilą ujrzała. Przed oczami miała śmierć ojca. Jego ostatnie brutalnie skierowane w jej stronę słowa. Nie żył. Wszystko przez to, że szukała u niego pomocy.
Teraz i ona została skazana na śmierć. Przez własną matkę.


Nichkhun z uśmiechem podziękował publiczności za przybycie i zszedł z resztą zespołu ze sceny. Zgodnie z życzeniem Ariadny - zadedykował jej jedną piosenkę, jednak nie śpiewał jej z myślą o niej. Cały czas przed oczami miał uśmiechniętą twarz Larissy, której nie dostrzegł pośród tłumu. Martwiło go to. Bał się, że matka od razu zabrała ją do Anglii i nie pozwoliła, by pożegnała się z przyjaciółmi.
Zerknął w stronę przybitego Kibuma i już miał podejść, gdy zatrzymał go Jonghyun.
– Wiesz co się stało z Li? Obiecywała, że przyjdzie, a nigdzie jej nie widzę.
– Bo jej nigdzie nie ma – odparła Soonkyu, przechodząc obok Taemina. Miała zmartwioną minę, tak samo, jak pozostali.
Nick wzruszył niepewnie ramionami, dostrzegając niepokój na twarzy Kima. Sunny, Tae i Jjong również zwrócili na to uwagę i zaczęli przyglądać mu się z zainteresowaniem.
– Key, wszystko…
– To moja wina! – przerwał szatyn, odrzucając dłoń Taemina. – Dowiedziałem się, że Lissa jest w Korei nielegalnie. Jej matka naprawdę żyje, a Daesung to nie jej wujek, a ojciec – kontynuował załamany, krążąc wokół własnej osi. – Powiedziałem o tym Arii, bo myślałem, że mogę jej ufać. A ona wykorzystała to, by szantażować Nicka. To wszystko moja wina!
Xiah przez moment miał ochotę rzucić się na przyjaciela z pięściami, jednak zdołał się powstrzymać. Zacisnął dłonie w pięści, odłożył gitarę i szarpnął szatynem za rękaw szarej bluzy.
– Idziesz ze mną. Matka Li przyjechała i mam co do tego złe przeczucia – odparł stanowczo, a Key posłusznie przytaknął. Nick odwrócił się do oszołomionej trójki pozostałych przyjaciół i dodał: – Wszystko wyjaśnię wam później. Albo Li to zrobi, jeśli jeszcze nie wyjechała. Wracajcie do domów i powiedzcie tej przeklętej Arii, że ten jednodniowy związek właśnie się skończył.
Nie czekając na jakąkolwiek reakcję, pociągnął Kibuma w stronę wyjścia. Uśmiechał się do fanów, jednak nie zatrzymał się ani razu, choć próbowali kilkakrotnie prosić o autografy. Na zewnątrz zapadł już zmierzch, a na niebie pojawiło się miliard maleńkich gwiazd. Spojrzał na nie pochmurnie, mając nadzieję, iż Daesung pozwoli mu zobaczyć się z Lissą. Jeśli znajdowała się jeszcze w jego domu - pragnął się z nią przynajmniej pożegnać. I wyjaśnić, że nie był kolejną osobą, która wbiła jej nóż w serce. Naprawdę mu na niej zależało. Chciał, by to wiedziała.
– Przepraszam. Naprawdę nie chciałem, by tak wyszło…
– Zamknij się, Key – rzucił szorstko Xiah, przechodząc przez ulicę. – Popełniłeś błąd, ale może uda ci się go naprawić.
Po około piętnastu minutach znaleźli się naprzeciw domku Daesunga. W środku paliły się wszystkie świata, a duże okno było uchylone. Nichkhun zmarszczył brwi i niepewnie podszedł do drzwi. Zapukał kilkakrotnie, jednak nikt się nie odezwał. Czyżby spali? Ale w takim razie skąd te zapalone światła?
– Zajrzę do pokoju Li – zaoferował Key i ruszył w stronę uchylonego okna.
Nick przytaknął i ponownie zastukał. Zaczynał myśleć, że rodzina po prostu chce pozbyć sama i nie życzy sobie natarczywych gości. Jednak jakoś mało go to obchodziło.
– Nick… Nick… NICK!
Przerażony krzyk Kibuma sprawił, że chłopak pobiegł w stronę rówieśnika. Ten zaczął szarpać go za bluzę z oczami wielkości pięciozłotówki. Jęczał coś, czego nie dało się zrozumieć, aż w końcu wskazał okno i drżącymi rękami wyjął z kieszeni komórkę. Wystukał jakiś numer i czekał na sygnał, a z jego czekoladowych oczu zaczęły spływać łzy.
Xiah zdezorientowany wspiął się na pojedynczej cegle i wejrzał do środka. Jasne światło przez chwilę nie pozwalało mu niczego zobaczyć, jednak chwilę później zrozumiał przerażenie w oczach Kima. W pokoju Larissy było mnóstwo krwi. Bez zastanowienia podskoczył i wślizgnął się do środka. Oszołomiony rozejrzał się po pomieszczeniu. Zatrzymał się przy materacu, gdzie dostrzegł pozbawioną życia twarz siedemnastoletniej Angielki. Wyglądała jakby spała. Przeraźliwie blada, całkowicie nieruchoma.
Opadł obok nastolatki, ze łzami przyglądając się przymkniętym powiekom. Dookoła Larissy było mnóstwo krwi. Koc, w który została okryta przemókł krwistoczerwoną cieczą.
– Obudź się – poprosił, delikatnie szturchając ramiona Lanfang. Żadnej reakcji. – Spójrz na mnie. Lissa, proszę! – krzyknął załamany, wtulając twarz szatynki do ramienia. Nie zwrócił uwagi na to, że była naga. Kołysał nią, mając nadzieję, że zaraz spojrzy na niego tymi wielkimi, niebieskimi oczami i zacznie gonić po pokoju, krzycząc, iż nie powinien do niego wchodzić.
Ale żadna z tych rzeczy się nie wydarzyła.
Larissa nie żyła.
 
***
Tragicznie, wiem. Wybaczcie. Epilog dodam w czwartek.

10 komentarzy:

  1. Jak to było z tym tytułem bloga? AH!
    "Szczęście jest jak domek z kart. Łatwiej je zburzyć niż zbudować."
    Tyle czasu poświęconego na zbudowanie bezpiecznego azylu, a wystarczyła chwila, by wszystko się posypało. Mówi się, że na świecie nie ma sprawiedliwości, ale kto dał nam prawo, żeby to oceniać? Może istnieje jakaś równowaga, której nie dostrzegamy, nie możemy pojąć. Może w zamian za te wszystkie szczęśliwe chwile, Larissa miała przypłacić własnym życiem. Niejednokrotnie słyszałam i doświadczyłam sytuacji typu "Skoro jest źle, to za chwilę będzie dobrze". Ale w tym wypadku... Kiedy będzie dobrze? Kiedy dla innych będzie dobrze? Czy śmierć Larissy nie będzie dla jej przyjaciół piętnem do końca życia? Najbardziej przeraża mnie myśl o tym, jak ciężko im będzie się pozbierać, w dodatku każdy będzie siebie o coś obwiniał.
    Tragiczne. Wzbudziłaś we mnie autentyczne dławiące poczucie rozżalenia i rozpaczy. Naprawdę ciężko mi ocenić ten rozdział, bo mimo, że ostatni (CO TO KURDE MA BYĆ?! JAK TO EPILOG?!), to zmienił punkt widzenia całego opowiadania. Zakończenie jest CO NAJMNIEJ tragiczne - nie dość, że Daesung wolał uwierzyć Lisette aniżeli Lissie, to jeszcze w dodatku w tym konflikcie zginął, z kolei sama główna bohaterka została zgwałcona i zamordowana, a Tyler trafił pod opiekę tej chorej psychicznie szmaty. W dodatku jak beznadziejnie musi się czuć Key, a co dopiero Nick... Ogrom straty i pesymizmu w tym rozdziale aż mnie przytłacza, ale widocznie był on niezbędny do zakończenia historii. Jej, moja psychika jest teraz tak zszargana, że czuję się jakbym momentalnie znalazła się w innym wymiarze. To daje mi wiele do myślenia, a także inspirację i podsuwa wiele pomysłów. Kto wie, może któryś kiedyś uda mi się wykorzystać, bo nie jestem specem w pisaniu tego typu dramatów, choć zdaję sobie sprawę, że "shit happens".
    Cóż, jedno życie się kończy, a drugie zaczyna. Żywię szczerą nadzieję, że Tyler szybciej nabierze samodzielności, aby uwolnić się od takiego życia. Chociaż liczę, że ci pieprzeni mordercy zostaną złapani. JAKAŚ KURDE SPRAWIEDLIWOŚĆ MUSI BYĆ! Jak nie na ziemi, to w niebie.
    Jestem roztrzęsiona. Naprawdę. Słowo daję. Piszę w miarę składnie, staram się powstrzymać chaos w mojej głowie. Przykro mi, że ostatnie powiadomienie jakie dostanę o tym blogu to będzie epilog. Ale zapewne będę wielokrotnie powracać do tej historii.
    Nickowi przesyłam najszczersze kondolencje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem totalnie oszołomiona. Nie wiem, co myśleć, co powiedzieć, naprawdę. Prawdę powiedziawszy, kiedy wczoraj napisałaś mi na gadu, że jeszcze żadnego opowiadania nie zakończyłaś tak tragicznie, jak masz zamiar zrobić SC, pomyślałam po prostu o tym, że Larissie nie uda się wyplątać z powrotu do Anglii i już na zawsze opuści Seul, zostawiając ukochanego. Myślałam też o tym, że matka zamknie ją w jakimś ośrodku wychowawczym, aby ponownie nie uciekła. Właśnie takie rozwiązania przyszły mi do głowy. Ale to, co zaserwowałaś w tym ostatnim rozdziale... Musisz wiedzieć - choć zapewne już gdzieś o tym wspominałam - że nie wzruszam się łatwo. Ale pod koniec rozdziału mimowolnie w moich oczach stanęły łzy. Chociaż aż tak złych zakończeń nie lubię, to muszę przyznać, że wyszło Ci to absolutnie genialnie. Świetnie wyważone emocje, uczucia uwypuklone tak, jak należy... Tylko dlaczego to musiało potoczyć się w tak strasznym kierunku? ;(
    Od razu rozpoznałam, że ta elegancja i udawana miłość Lisette to jedynie teatrzyk. Nikt nie może się tak radykalnie zmienić w krótkim czasie. Owszem, stopniowo może udałoby jej się odstawić alkohol i inne używki na rzecz rodziny, ale ona była nimi zbyt przesiąknięta, by na własną rękę dokonać przemiany. Aż się skrzywiłam, kiedy tak bezceremonialnie wzięła córkę w ramiona, znakomicie odgrywając swoją rolę. Ale chyba najbardziej wkurzyłam się na Daesunga. Czemu on był taki cholernie naiwny?! Jeszcze ją uderzył, wprost nie mogłam w to uwierzyć... Sądziłam, że Lissa zostanie zmuszona do wyjazdu do Londynu albo że ucieknie, cokolwiek, ale nie spodziewałam się wkroczenia do akcji tego paskudnego typka z wesołego miasteczka! Na dodatek Kai i Lisette mieli umowę! Ta wstrętna suka pozwoliła, aby ten gnojek zabił jej dawnego narzeczonego, a potem... Potem żeby zgwałcił i zabił córkę! Jeśli nikt, do cholery, nie odkryje prawdy i sprawiedliwość nie zapanuje, Tyler wyrośnie u boku tej kobiety na kolejnego bandytę i ćpuna. Niech ktoś ją powstrzyma i chociaż odbierze ośmiolatka! On zasługuje na szczęście i normalne życie.
    Wiesz... Po części uważam, że śmierć dla Larissy była dla niej lepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji niż życie. Matka zadała jej jeszcze większy ból niż poprzednio, patrzyła, jak zabijają jej ojca, a następnie została zgwałcona... Gdyby przeżyła, jej psychika by tego nie zniosła. Podejrzewam, że byłaby zdolna do popełnienia samobójstwa. Owszem, wiedziała, że Kai to przestępca, ale myślałam, że po prostu dobiera się do dziewczyn i nic ponad to, nie przypuszczałam, że to taki wyrachowany morderca! Co za sukinsyn...
    Nie potrafię sobie wyobrazić, co poczuli Kibum, a szczególnie Xiah, kiedy zobaczyli martwe ciało Li. Key już do końca życia będzie się musiał zmagać z wyrzutami sumienia, najprawdopodobniej odbiorą mu one radość z życia, a przynajmniej na najbliższy czas. Tymczasem Nick stracił dziewczynę, którą kochał, która wlała w jego świat wiele słońca i radości. To, jak trzymał w ramionach jej nieruchome ciało... Właśnie wtedy, gdy krzyczał, aby się obudziła, miałam ochotę się rozpłakać...
    Strasznie smutne zakończenie ;c Lubiłam Larissę i jest mi przykro, że musiała odejść w tak młodym wieku i w tak przykry sposób... Żal mi też jej wszystkich przyjaciół oraz Daesunga.
    Czekam na epilog.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem w takim szoku, że nawet nie wiem, od czego zacząć ten komentarz. Jeszcze żaden rozdział na tym blogu nie wywołał we mnie tyle emocji, co piętnastka. Te wszystkie wydarzenia... i zakończenie. Nie, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że uśmiercisz Larissę w tak okrutny sposób. Co się teraz stanie z biednym, małym Tylorem? Kto się nim zajmie? Deasung nie żyje, Li nie żyje... a przecież jego matka nie może go ze sobą zabrać. Właśnie. Gdzie ona się podziała? A Tylor? Dalej siedzi zamknięty w łazience, czy zabrała go ze sobą. Mam nadzieje, że tam został. Musi, noooo. Lisette nie może sprawować nad nim opieki. Nie!! Przecież on tam zginie, będzie miał zmarnowane życie, a jest jeszcze dzieckiem. Nie zrobisz mu tego, prawda? I w ogóle ten cholerny Kai. Po co on się tam pojawił? Czemu zabił Deasunga? No dlaczego?!! I to on zamordował Li, prawda? Jej... a Nikc, jak on się teraz musi czuć, wiedząc, że ona do końca życia myślała, że się nią zabawił, zostawiając następnie dla Arii. Nie... już nigdy nie będzie mógł jej powiedzieć, że został zaszantażowany. Chce mi się płakać. To nie może się tak skończyć. Ona nie mogła umrzeć. Nieeeeee! Wszystko przez jej matkę. Jak można oddać swoją córkę takiemu zwyrodnialcowi? Yh... Kai zasługuje na śmierć, ale taką w męczarniach, w najgorszych,. Lisette zresztą też. Obydwoje powinni gorzko zapłacić za swoje czyny. Dlaczego nie obroniła Li? Jest jej matką, do... (nie napiszę tego) Nie no, nie wierzę, że to się tak skończy. Tak strasznie szkoda mi Li. Nie dość, że matka zamieniła jej życie w piekło, to jeszcze musiała oglądać śmierć ojca, który zresztą się od niej odwrócił przez tą jej nienormalną mamuśkę, która mu tak nakłamała, a na końcu Li została zamordowana. Już się nie mogę doczekać epilogu. Jej, aż boje się pomyśleć, co w nim będzie. Po tym rozdziale czuję, że jesteś zdolna do wszystkiego, a ja tak bardzo martwię się o Tylora. Byleby tylko nie trafił do matki. Jak dobrze, że został zamknięty w tej łazience. Przynajmniej nie widział, co się dzieje. Na początku byłam zła na Deasunga, że go tam zamknął, ale teraz się cieszę, bo gdyby nie to, mały byłby świadkiem wszystkich tragicznych wydarzeń, które się rozegrały i tego, że jego matka to potwór, który myśli tylko o sobie i nawet nie zależy mu-jej na córce, bo pozwoliła Kai'owi zrobić z nią, co tylko chciał. I to ma być matka? Po co ona w ogóle przyjechała? No po co? A Li mogłaby mieć normalne życie, gdyby nie ona. Dobra, muszę się jakoś uspokoić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Że jak, że co, że czemu, DLACZEGO TY JĄ ZABIŁAŚ?! Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?! Proszę wyjaśnij mi, bo ja po prostu tego nie rozumiem... Przecież tak nie miało być! Nie! Ona miała żyć, być szczęśliwa, Daesung miał wszystko zrozumieć i zaakceptować córkę, a jej matka miała już nigdy więcej nie pojawić się w jej życiu... Toś mnie dobiła. Inaczej, zupełnie inaczej sobie to wyobrażałam. Myślałam, że jeszcze kilka rozdziałów będą się męczyć z Arią, a potem wszystko wróci do normy i będzie... dobrze? Bo teraz to jest gorzej niż tragicznie. Depresja, normalnie depresja. -.-' Tak mi szkoda wszystkich jej przyjaciół, tak mi ich w ogóle szkoda. Nie myślałam, że jej matka mogłaby okazać się taką suką, spoko, nienawidziłam jej od samego początku, bo była straszna, była najgorszą matką na świecie, ale nie... do głowy by mi nie przyszło, że może posunąć się do takiego czynu, żeby zabić Lissę. Bo po co jej Tyler? Spoko, może pracować, ale jest jeszcze na to za młody. Nie mogła po prostu dać dzieciom żyć w spokoju? Żyć w Korei, pozwolić im być szczęśliwym? Pierdzielona egoistka, a nawet gorzej. Zimna, wredna, nieczuła IDIOTKA! Och, jak ja jej nienawidzę! Zepsuła wszystko! Wszystko zepsuła i jeszcze pozwoliła zgwałcić własną córkę! Nienormalna, zepsuta do szpiku kości narkomanka. Ech, brakuje jej zupełnie szarych komórek. Jeju no... nie wiem, co mogę napisać, nie jestem zawiedziona, chociaż może odrobinkę, bo... miałam nadzieję na HAPPY END! A tu proszę, śmierć głównej bohaterki i koniec mojego ulubionego opowiadania. :C Wszyscy nieszczęśliwi (oprócz tej zakichanej, piepr*onej debilki) i ja smutna. ..
    Epilog, jej, już niedługo epilog. Nie no, gratuluję Ci kolejnej wspaniałej historii i w ogóle talentu. :* Poza tym jestem bardzo ciekawa co stanie się z Tylerem, co ta [...] "wspaniałomyślna" wyrodna matka wymyśli dla swojego syna. Coś mi się wydaje, że on też ucieknie, albo zrobi mu sieczkę z mózgu. Och. Przygnębiające. :c
    Czekam na epilog. :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Lisette jest popieprzoną suką! Jak można wyrządzić taką krzywdę swoim dzieciom?! Ona w ogóle nie nadaję się na matkę, ale na aktorkę tak, i to bardzo. Szopka jaką odstawiła przed Daesungiem była dla mnie tak odrażająca, że nie wiem! Nagadała mu takich rzeczy, że aż chciałam ją walnąć! A ten idiota jeszcze jej uwierzył. No po prostu nie wierzę! Po czym uderzył Li, czym całkowicie zepsuł sobie opinie u mnie. Na początku myślałam, że jest zagubiony w tej sytuacji i boi się okazywać uczuć, nie jest na to gotowy i miałam nadzieję, że w końcu relacje między nimi się polepszą, ale on jest dupkiem i tyle! I te jeszcze jego słowa : " Powinnaś docenić, że masz matkę, która się o ciebie troszczy i chce pomóc". UGH!
    Żal mi strasznie Tylera. Jest takim ufnym dzieciakiem i tak bardzo kocha matkę. Chciałabym go przytulic i zapewnić dobrą przyszłość, bo na takie życie na pewno nie zasługuje! No i jeszcze kurwa on pojechał z tą psychopatyczną babą do Anglii! Błagam niech policja ich znajdzie i poszuka mu dobrej rodziny. Matko, aż płakać mi się chce jak pomyślę sobie co będzie musiał przeżywać jak dowie się, że jego ukochanej siostry już nie ma.
    Daesung nie żyje. Totalny szok. I to wszystko spowodowane jest przez Lisette. Kolejny powód, który świadczy, że jest z nią coś nie tak. Trochę głupio mi się zrobiło, bo gdy wygadywał te wszystkie pierdoły przeszło mi przez myśli, że lepiej byłoby dla wszystkich gdyby go nie było. Larissa, chciała go chronić i rzuciła się na Koreańczyka. Podziwiam ją. Ale niestety jej próby zawiodły. Widziała jego śmierć, a mnie aż coś ukłuło w sercu. ILE TA DZIEWCZYNA MUSI JESZCZE WYCIERPIEĆ?!
    Ta ruda szczota niczym się nie przejmując wzięła Tylera i wyszła jakby nigdy nic, mówiąc jeszcze Kaiowi, że ma skończyć z Li. W tym momencie patrzyłam na ekran myśląc sobie: Czy ona do cholery mówi prawdę?! Kurwa, ten idiota ją zgwałcił. Błagałam w myślach, żeby Angielka się opamiętała, uderzyła go, czy cokolwiek!
    Nick na koncercie zadedykował piosenkę Ari, chodź myślał o Larissie. Widać, że darzy ją uczuciem, ale dalej jestem na niego zła, że nie wyjaśnił jej wszystkiego i dziewczyna musiała cierpieć myśląc, że on naprawdę kocha tamtą idiotkę!
    Wszyscy przyjaciele martwili się, że Li nie przybyła na koncert. I słusznie. Widać, że im na niej zależy. Kim i Xiah idą do Larissy, a mi serce wali jak szalone. W głowie mam setki scenariuszy jak to oni ją ratują i jest happy end. A ani jeden nie mówił o tym, że Nick będzie musiał znaleźć ją martwą! Łzy cisnęły mi się do oczu i nadal tak jest. Widziałam to jak trzyma ją w ramionach i błaga, aby się ocknęła jakbym była tam z nimi w pokoju. Nawet nie wyobrażam sobie co on mógł czuć! Nikły uśmiech pojawił mi się na twarzy tylko na chwilę, kiedy wyobraziłam sobie, że ona rzeczywiście wstaje i zaczyna wrzeszczeć na niego. Jest roztrzepana i w ogóle. Taka typowa, kochana Larissa.
    Mam nadzieję, że szybko dodasz epilog, bo mogłabym czytać to opowiadanie bez końca, ale jednocześnie nie chce, żeby się kończyło. To będzie oznaczało, że już nigdy nie będę mogła zobaczyć wiadomości na GG powiadamiającej mnie, że na Spirali Czasu, historii, która na zawsze będzie w moim sercu, zamieszczony został nowy rozdział. No, ale niestety, wszystko się zaczyna, a następnie kończy. :(
    Pozdrawiam, Vi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Żałuję, że zaczęłam czytać od końca! Ten rozdział jest niesamowity, pełen emocji. Nie znam więzi panujących pomiędzy bohaterami Twojego opowiadania, chociaż niektórych się domyślam :) Świetnie przedstawiłaś skrajne charaktery, podoba mi się ta zbrodnia (jakkolwiek by to nie brzmiało; to chyba dlatego, że nie poznałam bohaterki), dobrze ją opisałaś. Może skuszę się na czytanie od początku, a jeśli nie - epilog na pewno mnie zainteresuje i chciałabym wiedzieć, czy zaczniesz pisać coś nowego :) Podoba mi się, że akcja rozgrywa się częściowo na wschodzie.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie skomentowałam rozdziału od razu, ponieważ po prostu nie wiedziałam co napisać. Jeśli mam być szczera to nadal nie wiem. Zszokowałaś mnie tym postem. Brak mi słów...
    Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Mówiłaś, że ma być dramatyczne, ale żeby aż tak?! Kiedy Lisette sprawiała wrażenie takiej idealnej (?) to wiedziałam, iż to przykrywka. Aczkolwiek sądziłam, że robi to po to, aby Deasung niczego się nie domyślił i nie sprawiał problemów z powrotem jej dzieci do ojczystego kraju. Jednak wszystko zapowiadało się od początku na o wiele większą sieczkę.
    Ojciec Li zaufał kolejny raz Lisette i tym razem stracił życie. W ogóle, jak można być tak zaślepionym na taką kobietę? W końcu doskonale wiedział, jaka ona była. Lecz teraz przeszła samą siebie... Alkohol i narkotyki wypaliły jej mózg. Wolała pozbyć się Deasunga i Larissy, zamiast wszystko załagodzić.
    Oczywiście - Lissa źle zrobiła uprowadzając dzieciaka, ale czy to znaczy, że powinna umrzeć? Lisette chciała pozbyć się swojej córki, ponieważ sprawiała kłopoty. Zagrażała jej. W końcu, gdyby poszła do odpowiednich władz nie byłoby tak kolorowo. Szkoda mi tylko teraz Tylera, który będzie skazany na tę psychopatkę. Chyba, że w końcu sprawiedliwość ją dopadnie. Po prostu nie może ujść jej to na sucho... NIE MOŻE.
    Szkoda mi Nicka... Kochał Lissę, a teraz ją stracił. Będzie zapewne miał wyrzuty, że nie poszedł z nią do tego domu. Poza tym, czemu nie widział w pobliżu Kaia, skoro zabójstwo nastąpiło kilka minut po ich spotkaniu? Tylko z drugiej strony, czy Nick poradziłby sobie z takim bandziorem, jak Kai? Nie wiem. Na pewno nie wybaczy sobie tego, iż Lissa odeszła z tego świata, że świadomość, iż ją oszukał. Że ponownie zaufała niewłaściwemu facetowi. Przecież tak nie było! Nick zrobiłby dla Angielki wszystko. To co widziała w szkole to zrobił to dla niej, a teraz... Ona nie żyje. Zakończenie smutne. Kiedy tak wrócić do prologu, do początku, aż łzy cisną się do oczu. Niby zwykłe opowiadanie, ale jakie uczucia potrafi przywołać w człowieku. Coś pięknego, a zarazem smutnego.
    Jestem ciekawa jak zakończysz tę historię. Hm, mam swoją wizję, ale czy się sprawdzi - przekonam się, gdy opublikujesz epilog.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tutaj EmKa. Nie mam pojęcia czy mnie pamiętasz czy prowadzisz jakiegoś nowego bloga. Ważna wiadomość pojawiła sie nad [dream-summer.blog.onet.pl] Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Może najpierw drobne usprawiedliwienie mojej nieobecność, a może zwłoki z komentarzem. Problemy z kompem i z gg, które nie dostarczało wiadomości. A teraz przechodzę do rozdziału. Tak, trzeba przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Wiedziałam, że jej matka będzie pozorować, że jest jedynie dobrą matką, choć szkoda, że jej były w to uwierzył. Następną akcje musiałam przeczytać kilka razy, bo aż się zgubiłam i nie wiedziałam, że aż tak ona będzie przygotowana. Swoją drogą dziwi mnie, czemu przyjechała po córkę i syna skoro tak ich traktowała... Choć widocznie Li zabiła, a co z synem? Jeżeli żyję to na pewno nie będzie wspominał tej chwili zbyt dobrze, a jeszcze bardziej życia, które będzie prowadził z matką i tym... pajacem. A może przyjechała jedynie z powodu telefonu od byłego? Przecież jakoś chyba by się zainteresowała dziećmi, choć może i nie... Najgorszy jest taki brak odwagi, który obarcza innych złym czynem, jeżeli taka osoba sama nie przyzna się to winy... Dobrze, że w końcu Key wyznał prawdę, ale widocznie za późno, a myślę, że takiego przebiegu akcji by się nie spodziewał, nawet jeżeli wszystko wiedział by o jej matce. Bo matka, która potrafi zabić własne dziecko jest najgorsza, a niektórzy psychicznie chorzy i w dodatku mający problem z alkoholem tego nie zrobią. Tak, trzeba przyznać, że już dawno nie było, aż takiego zakończenia, wprawdzie kiedyś u Ciebie była śmierć... ale nie aż taka. W takim razie został epilog, więc idę się nim zająć ;). Pozdrawiam, Olka

    OdpowiedzUsuń