Rozdział 3:


      Nieprzyjemny dla uszu dźwięk megafonu rozległ się po niewielkim mieszkaniu, stawiając na nogi jego najmłodszych mieszkańców. Z pewnością nie należało to do najprzyjemniejszego rodzaju pobudki, biorąc pod uwagę zmianę strefy czasowej, do której trzeba się dopiero przyzwyczaić.
      Larissa z przymkniętymi powiekami przeczesała kosmyki swych ciemnych, po kołtunionych włosów, odczuwając ból w okolicach pleców, towarzyszący jej przy każdym najmniejszym ruchu.
      To wina tej niewygodnej podłogi, pomyślała z wyrzutem spoglądając na ciemnobrązowe panele.
      – Lissa, wyłącz to! Ja chcę spać! – krzyknął błagalnym tonem Tyler, chowając głowę pod cienką poduszką. – Lissa!
      – Już, już. Spokojnie. – Odparła, kierując się w stronę dochodzącego dźwięku. Ku jej zdziwieniu zastał ją świt. W Anglii z pewnością było zaledwie kilka minut po północy, przez co czuła się strasznie senna, a zarazem zmęczona. Z dnia na dzień nie dało się przestawić na inną strefę czasową.
      Skręciwszy za drzwiami, poczuła silny ból w głowie, słysząc donośny głos swojego ojca z megafonu, przyłożonego wprost do jej ucha. Z zaskoczenia aż upadła na podłogę.
      – Ruchy, ruchy, ruchy! Jest szósta pięć, co oznacza pięć minut spóźnienia. Bierz brata i na zewnątrz. Im dłużej będziecie się guzdrać, tym więcej pompek zrobicie.
      Brunetka stanęła jak wryta, nie rozumiejąc o co chodzi. Daesung ani słowem nie wspominał o porannym bieganiu. Z pewnością o czymś takim by nie zapomniała.
      Nie zastanawiając się dłużej, wybiegła za mężczyzną na podwórze w starej, spranej, żółtej piżamie z uśmiechniętą krową na krótkim rękawku. Dostała ją jakieś trzy lata temu, przez co była jej zdecydowanie za mała. Niegdyś długie spodnie sięgały jej obecnie trochę za kostki, a koszulka na ramiączkach odsłaniała szczupły brzuch, ukazując przy tym pępek. Włosy ułożone w artystycznym nieładzie tylko pogarszały całą sytuację.
      – Tyler ma dopiero osiem lat, jest bardzo zmęczony. I nie powiem, że ja jestem pełna sił. Minie trochę czasu, zanim przestawimy się na tutejszy czas...
      – Nie jesteś już małym dzieckiem i nie znajdujesz się w Londynie. – Przypomniał szorstkim tonem Chińczyk, mrożąc nastolatkę wzrokiem. – Dziś Tyler może trochę dłużej pospać, ale jutro nie będzie już żadnych wymówek. Codziennie o szóstej biegamy. Od ósmej masz zajęcia w szkole, Tyler od dziewiątej w przedszkolu. Niestety będę musiał się nim od czasu do czasu zająć, ale zawsze mogę go podrzucić do mojej siostry i mieć święty spokój – powiedział to w taki sposób, jakby robił swoim młodym „gościom” łaskę ze swojego jakże ogromnego poświęcenia.
      Lissa odniosła nawet wrażenie, że mężczyzna będący jej ojcem, przyjął ich pod swój dach jedynie z łaski, mając nadzieję, że nie będzie musiał ich oglądać, a co dopiero poświęcać im odrobinę swojego czasu. Sam fakt, że nie chciał się do niej przyznać przed wszystkimi o czymś świadczył. Nie zmieniało to jednak jej poczucia odrzucenia. Zupełnie inaczej to sobie wyobrażała... Ale życie to nie bajka. Niestety.
       – Jeśli nie zdawałaś sobie sprawy z tego, jak życie w Korei różni się od tego w Anglii, szykuj się na ogromne rozczarowanie. A teraz za mną, bez żadnego gadania!
       Zdezorientowana zaczęła biec, przybierając na swych bladych policzkach rumieńce wstydu. Czuła na sobie wzrok przechodniów, czy też sąsiadów mieszkających niedaleko. Kilka nastoletnich dziewczyn śmiało się, wytykając ją palcami, co z pewnością nie należało do przyjemnych akcentów. Co prawda Larissa przyzwyczaiła się już do takich sytuacji, jednakże wolałaby w Korei nie uchodzić za biedną sierotę, nie mającą się w co ubrać. No, ale trudno. Przynajmniej Tyler miał święty spokój.
      Udając, że nikogo dookoła nie ma, zaparcie biegła przed siebie. Zaczynała obawiać się tego, co ją jeszcze może spotkać w Seulu. Jakby tego było mało - Daesung wydawał się bardzo surowym mężczyzną, przez co jej pierwsze pozytywne wrażenie pękło niczym bańka mydlana. Kto by pomyślał, że łagodne rysy twarzy, przemiły uśmiech mogły wprowadzić ją w taki błąd. Z drugiej strony, czego miałaby się niby spodziewać? Dla Daesunga była zupełnie obcą osobą, która pojawiła się w jego życiu niczym grom z jasnego nieba. W dodatku z czteroletnim dzieciakiem, nie mającym z nim nic wspólnego. Ale pozwolił im ze sobą zostać. Pod własnymi, surowymi warunkami, ale jednak. Być może kiedyś poczuje nieodpartą chęć poznania bliżej swojej córki?
      Po okrążeniu trzeciego kółka, przystanęła, zachłystując głęboko powietrze. Larissa nigdy nie należała do typu sportowców  z dobrą kondycją, tym bardziej, że od czasu do czasu lubiła sobie podpalać, by - jak to mawiała: „odstresować się”.
      – Już się zmęczyłaś? Chyba żartujesz!
      Uniosła wzrok, przyglądając się rozgniewanej twarzy Daesunga, która absolutnie nie pasowała do tych przyjaznych rys twarzy.
      Spuściwszy głowę, nie odezwała się ani słowem. Bała się cokolwiek powiedzieć, gdyż wystarczyło jedno uniesienie, by wrócić do Londynu i rodzinnego piekła. Może i komuś wyda się to absurdalne, ale ta szesnastolatka poniekąd tęskniła za Lisette. Zastanawiała się, czy zamartwiała się ich obecnością, ale nie z obawy utraty zasiłku. Czy jej matka byłaby w stanie się zmienić, rzucić imprezowe życie prowadzące ku śmierci, by stworzyć swoim dzieciom prawdziwy dom? Lissa pragnęła w to wierzyć, niestety świadomość jej na to nie pozwalała. Dlatego nie chciała wracać do swojego dawnego życia.
      – Annjong-hasejo!
      Z rozmyśleń wyrwał ją nieznajomy głos, który z pewnością należał do blondyna o dłuższych włosach i czarnej grzywce, delikatnie przysłaniającej jego prawe oko. Mierzy jakieś sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, będąc przy tym niesamowicie szczupłej budowy. Długie nogi wyglądały niczym patyki, jednakże nie odbierało to uroku nieznajomemu. Miał bardzo przystojną, miłą twarzyczkę o niesamowitym uśmiechu. Mimo że wyglądała przy nim jak karzeł, czuła się nadzwyczaj swobodnie, widząc, że nie została wyśmiana przez swój wygląd. Dzięki temu poczuła pewnego rodzaju sympatię względem tego młodego człowieka.
      Wyprostowała się, z zaciekawieniem przyglądając się, jak Daesung obejmuje chłopaka z uśmiechem, którego nie widziała, odkąd wyjawiła mu prawdę. Było to miłe zaskoczenie, choć poczuła zazdrość o więź łączącą tych dwoje.
      – Taemin, przedstawiam ci twoją kuzynkę, Larissę, która mieszkała w Anglii.
      A więc to mój kuzyn, pomyślała, niepewnie spoglądając w stronę kłaniającego się przed nią chłopaka. Dostrzegając porozumiewawczą, zdenerwowaną minę ojca, pospiesznie zgięła się w pół, witając przy tym nastolatka.
       – Przyniosłem ubrania. Na szczęście mama nie wyrzuciła niczego z czasów mojego wczesnego dzieciństwa. No i podarowała Lizzie kilka swoich sukienek – Tae pokazał brunetce sporej wielkości torbę. – Przykro mi z powodu twoich rodziców. Musi ci być teraz ciężko. Na szczęście wujek was wziął pod swój dach. To naprawdę dobry człowiek.
      – Jestem Lissa. Nie Liza.
      Pewnie cały Seul teraz żyje rzekomą śmiercią moich rodziców. Już widzę te ciekawskie, współczujące spojrzenia. No i rozmowy, w których Daesung jest prawdziwym bohaterem, przygarniającym sieroty. Chociaż pod tym względem jest dla mnie kimś więcej, niż tylko bohaterem, myślała, siląc się na szczery uśmiech w stronę swojego kuzyna.
      Niestety ze względu na swój wygląd nie będzie w stanie odpędzić się od natrętów. Najgorsze wydało jej się jednak kłamanie na temat swoich rodziców. Nie można było również zapomnieć o Tylerze, który z pewnością będzie mówił o tym, że jego mama żyje. Lissa musiała coś wymyślić, by nikt nie poznał prawdy. Inaczej Daesung prawdopodobnie będzie skończony przez kłamstwa, a oni znów zamieszkają z Lisette.
      – No, już. Przebierz Tylera, siebie i wychodź. Muszę zamknąć drzwi. Taemin pokaże ci przedszkole, szkołę i okolice. Będziecie w tej samej klasie. Tylko szybko, nie mam dużo czasu!
      Mężczyzna podał jej torbę z udawanym uśmiechem. Tae z kolei wlepił wzrok w ziemię, jakby jej obecność go speszyła. A przecież kilka sekund temu zachowywał się całkiem swobodnie. Lissa z jego ciemnych tęczówek wyczytała nieśmiałość, która pojawiła się tak nagle, że niczego z tego nie rozumiała.
      Nie zwracając sobie dłużej głowy takimi błahostkami, zabrała podarunek. Wchodząc do pomieszczenia, ściągnęła buty. Gdyby tego nie zrobiła, okazałaby Daesungowi totalny brak szacunku, co mogłoby się źle skończyć.
      Bezszelestnie wysypała wszystkie rzeczy na środku pokoju, które dzieliła ze swoim ośmioletnim bratem. Prychnęła z niedowierzania, widząc przed sobą cztery bardzo dziewczęce sukienki. Jak ona nienawidziła takich ubrań! Bluza z kapturem, zwykłe jeansy. Ewentualnie baleriny i jakaś tunika. Ale sukienka?!
      – Nowe ubrania? – wzdrygnęła się na nieoczekiwany okrzyk radości.
      Tyler z ciekawością przeglądał wszystkie chłopięce rzeczy, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha.
      – Power Rangers, zobacz! – szczęśliwy wskazał na niebieski t-shirt z czerwonym Rangers'em. Nie było po nim widać jakiegokolwiek zmęczenia - wręcz tryskał energią, w przeciwieństwie do swojej starszej siostry.
      Nie mniej jednak, Lissa, uśmiechnęła się widząc Tylera w takim stanie. Rzadko cokolwiek dostawał, więc jego radość była jak najbardziej uzasadniona. Każde dziecko uwielbia dostawać nowe prezenty, nie zależnie od wieku. Nawet dorośli często nie pozbywają się tej cechy. W końcu nawet najmniejszy drobiazg może wywołać na naszej twarzy uśmiech.
      – Wybierz sobie jeszcze jakieś spodnie i je załóż. Pomogę ci z ich zapięciem i założeniem bluzki.
      – Ale te sukienki chyba nie są dla ciebie? – blondyn spojrzał na siostrę, marszcząc przy tym brwi. – Przecież będziesz wyglądała w nich jak jakiś umpalumpa!
      – Dziękuję za pocieszenie mój kochany braciszku. – Rzuciła z udawanym, przesłodzonym uśmieszkiem. – Jak założę na siebie te wstrętne ciuchy to mów, że wyglądam ładnie. Proszę.
      Ośmiolatek burknął coś pod nosem, biorąc do ręki czarne dżinsy. Lissa z obrzydzeniem odsunęła landrynkową kieckę na bok, nie wyobrażając siebie w takim „czymś”. Niestety nie mogła założyć swoich starych ubrań (pierwszy raz w życiu je doceniała!), gdyż Daesungowi z pewnością by się to nie spodobało.
      Zrezygnowana złapała za równie dziewczęcą, jednakże jasnoszarą sukienkę na ramiączkach, sięgającą niewiele za kolana. Była dla niej o jakiś numer za duża, dzięki czemu nie czuła się jak śledź ściśnięty w puszce.
      Jedynymi butami jakie posiadała były wychodzone czarne adidasy, więc Daesung i tak musiał pogodzić się z tym, że jej wygląd go nie zadowoli, a uczniowie już pierwszego dnia wyrobią sobie o niej zdanie. Z pewnością ocenianie ludzi po wyglądzie nie odziedziczyła tylko Anglia, czy też Ameryka. Ludzie są tylko ludźmi i nic na to poradzić nie można. Jednakże, Larissy zdanie innych jakoś specjalnie nie obchodziło. Nauczyła się, że rówieśnicy nie należą do aniołów i potrafią zniszczyć komuś życie. Kiedyś bardzo przeżywała, gdy ktoś wyzywał, czy też wyśmiewał się z jej osoby. Ale dzięki temu stała się silną, do pewnego stopnia pewną siebie dziewczyną, która nie daje sobą pomiatać.
      – Nie wygląda to za dobrze. – Odparł Tyler z nietęgą miną przyglądając się swojej starszej siostrze.
      Należał on do bardzo szczerych osób, zawsze mówiących to, co chcieli. I na dzień dzisiejszy nie potrafił kłamać. Gdy tylko coś zmącił, udawał przemiłego chłopczyka;  aniołka z ukrytymi rogami. Na jego nieszczęście, Lissa zdążyła rozszyfrować jego zachowanie.
       – Dzisiaj idziesz do szkoły, masz być grzeczny. Wujek i kuzyn już na ciebie czekają na zewnątrz – brunetka udają, że niczego nie usłyszała, założyła chłopczykowi błękitny t-shirt.
      Nim zdążyła się obejrzeć, małego już nie było.
      Cóż... dzieciom zdecydowanie łatwiej było się odnaleźć w nowym otoczeniu. Larissa chciałaby móc myśleć w ten sam sposób co czterolatek, ale mimo głowy w chmurach, patrzyła na świat bardzo realistycznie. Lubiła bujać w obłokach, choć na chwilę zapomnieć o szarej codzienności otaczającego ją świata. Nie mogła jednak pozostać w tym fikcyjnym świecie na zawsze. Niestety.
      Ostatni raz spojrzawszy na swoje ubranie, stwierdziła, że wygląda jak jakiś strach na wróble. Może gdyby nie te adidasy, wyglądałaby całkiem przyzwoicie?
      Nie! To wina tej przeklętej sukienki!, pomyślała zdenerwowana, opuszczając swój bezpieczny azyl.
      Nagła cisza oraz niedowierzające spojrzenia Daesunga, jak i Taemina, który jeszcze przed chwilą był zaczepiany przez czterolatka, tylko utwierdził ją w złym przekonaniu. Najchętniej odwróciłaby się teraz na pięcie i przebrała w swoje stare ubrania. Nie wyglądałaby przynajmniej jak cukierkowa księżniczka z wieśniaczym obuwiem.
      – Lisso. Nie masz innych butów? – spytał Daesung głosem, w którym wyczytała nadzieję. Najwyraźniej bardzo zależało mu na opinii innych.
      – A nie. Moich rodziców nie było stać na porządne ubrania, a co dopiero mówić o butach! – oznajmiła poważnym, zaczepnym tonem. – I tak wyglądam dobrze, prawda Tae?
      – Ta... tak. – Przyznał zaskoczony siedemnastolatek. – Wyglądasz świetnie! – uniósł oba kciuki ku górze, jak gdyby chcąc potwierdzić realność swych słów. Co nie zmieniało faktu, że można było z niego czytać jak z otwartej księgi i po prostu chciał być miły.
      Bycie uprzejmym to chyba cecha nieśmiałych osób,  przeszło jej przez myśl.
      – Dlaczego mówicie tak, żebym nie mógł niczego zrozumieć?! – spytał z wyrzutem Tyler, mrożąc siostrę gniewnym spojrzeniem. – Macie przede mną tajemnice! Ja się tak nie bawię! A ty chciałaś żebym kłamał, że ładnie wyglądasz!
      – Co się dzieje? – spytał przerażony Taemin, patrząc na zdenerwowanego chłopaka oczami wielkości pięciozłotówki.
      Larissa westchnęła.
      Spokojnie wyjaśniła bratu, że nie mają żadnych tajemnic i on również nauczy się języka, w którym się porozumieją. Ten od razu się rozchmurzył, biorąc kuzyna pod rękę.
      – Chce iść do szkoły, by móc z wami rozmawiać! – odparł uradowany Tyler. – Chodźmy już. Pa, wujku! – pomachał Daesungowi z uśmiechem. Mężczyzna jednak bez żadnej reakcji odwrócił się i odszedł.
      Taemin dostrzegając smutek na twarzy chłopczyka, przyklęknął naprzeciwko, kładąc dłonie na jego maleńkich ramionach.
      – Your uncle went to graze sheep. – powiedział łamiącym się językiem, ciężko zastanawiając się nad każdym słowem.
      Śmiech Larissy oraz zmarszczone brwi chłopczyka potwierdziły, że coś przekręcił. Jakby nie patrzeć - czasami angielski sprawiał mu spory problem.
      Zwrócił kuzynce spojrzenie wołające „pomocy!”, dzięki czemu dziewczyna poprawiła jego zdanie z ledwością powstrzymując się od kolejnego wybuchu:
      – Taeminowi chodziło o to, że wujek się spieszył i nie masz powodu, by się smucić.
      Blondyn pokiwał z uśmiechem twierdząco głową, widząc upewniający się wzrok Tylera. Nie miał pojęcia, co Lissa powiedziała, ale z pewnością wyratowała go z opresji.
      – Go, go Power Rangers!
      Li zauważywszy, jak ośmiolatek ponownie chwyta Taemina za rękę, poczuła ciepło w okolicy serca. Cieszyła się, że polubił tego chłopaka. Może dzięki niemu przez jakiś czas nie wspomni o swojej matce? Z pewnością nadejdzie chwila, w której zacznie o nią wypytywać. Wtedy będzie musiała wymyślić kolejne kłamstwo. Z drugiej strony co miała niby powiedzieć? Że uciekli, by spróbować innego, lepszego życia? Ośmiolatek nigdy by tego nie zrozumiał.
      Odrzucając od siebie złe myśli, wyszeptała w stronę Taemina z uśmiechem:
      – Powiedziałeś Tylerowi, że Daesung poszedł paść owieczki.
      Blondyn momentalnie zrobił się czerwony jak burak, spuszczając ze wstydu głowę w dół. Jak mógł aż tak przekręcić zdanie? Zrobił z siebie tylko niedouczonego głupka.
      – Nie załamuj się. – Lissa poklepała siedemnastolatka na pocieszenie. – Wszystkiego idzie się nauczyć. A pomyłki się zdarzają. Nawet te śmieszne.
       Przez całą drogę, Lissa bawiła się w tłumacza. Dzięki niej Tyler mógł się porozumieć z Taeminem, choć nie zawsze usłyszeli słowo w słowo to, co powiedział jeden drugiemu. Gdy dziewczyna czegoś nie rozumiała, mówiła to, co uważała za stosowne, udając, że wszystko jest perfect. Sam Tae jakby bardziej rozluźnił się przy jej osobie, co ją bardzo ucieszyło. Przynajmniej nie będzie sama w nowej szkole. We dwójkę zawsze jest raźniej, niż w pojedynkę.


***
*Annjong-hasejo - dzień dobry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz