Rozdział 5:


      Annjong-hasejo!
      W klasie licealistów z ostatniego roku zapanowała grobowa cisza, spowodowana obecnością młodej, szczupłej kobiety o niskim wzroście. Jej kruczoczarne włosy sięgały pasa, a ogromne okulary zasłaniały niemalże całą jej twarz.
      Larissa z daleka dostrzegła surowy wyraz twarzy. Po jej dość eleganckim stroju oraz zachowaniu uczniów domyśliła się, że musiała to być nauczycielka tutejszej placówki.
      Dostrzegając zainteresowanie ze strony klasy, oparła się o dłoń, ze znudzeniem przypatrując się nieznajomej kobiecie.
      – Profesor Ahn zachorował, dlatego macie teraz zajęcia ze sztuk pięknych. Bez wyjątku. Zapraszam na zewnątrz.
      Brunetka zdezorientowana patrzyła na nieduży tłum, kierujący się do wyjścia. Widząc, jak Jonghyun podnosi jej torbę i rusza w jego stronę, zdezorientowana uniosła brwi ku górze, wstając.
      – Mamy pracownię na powietrzu. – Poinformował Taemin, stojąc w towarzystwie Kibuma. – Chyba że pada deszcz czy śnieg. Wtedy jest przenoszona do budynku szkoły.
      Z jego oczu można było wyczytać sympatię , co było niezrozumiałe, biorąc pod uwagę wcześniejsze zachowanie Larissy. Dziewczyna nawet w tym momencie nie miała zamiaru za nic przeprosić, gdyż twierdziła, że to nie ona, a Taemin zachował się źle. Może i chciał jej na pewien sposób pomóc, jednak za żadne skarby nie powinien oczekiwać, że będzie udawała kogoś innego.
      Krzyżując ręce, skinieniem głowy wskazała na oddalającego się chłopaka o rudych włosach:
      – Dlaczego zabrał moją torbę, skoro wszyscy zostawiają swoje rzeczy w klasie?
      Nim otrzymała odpowiedź, Jjong wrócił się niczym bumerang, odkładając rzecz na swoje miejsce.
      – Coś mi się pomieszało – przyznał, ze śmiechem łapiąc się za głowę.
      – Się myśli, Bling! Użyj tych swoich szarych komórek – rzucił Key, postukując palcem w swoje czoło.
      – Odezwał się ten, co nie posiada ani jednej – prychnął, odrzucając swoją blond grzywę na prawą stronę. – Come on, Li. Dotrzymam ci towarzystwa.
      Taemin uśmiechnął się pod nosem, widząc oszołomioną minę swej kuzynki, wołającą: „Pomocy!”. Stwierdziwszy jednak, że wcale nie jest jej ona potrzebna, przeniósł wzrok na obrażoną minę przyjaciela, stojącego tuż obok.
      – Nie dąsaj się, tylko chodź. Kupię ci potem coś do jedzenia.
      – Kurczaka? Ale bym sobie zjadł kurczaka! – krzyknął podekscytowany Key, uśmiechając się od ucha do ucha. Jakby nagle zapomniał o tym, że jeszcze przed chwilą stał z naburmuszoną miną, chcąc zabić Jonghyuna swym wzrokiem.
      Cóż... Gdy tylko wspomniało się o jedzeniu, Kibum momentalnie się rozchmurzał, zapominając o wszystkim, co działo się dookoła. Tae, gdy tylko miał dość jego naburmuszonej miny, proponował coś do zjedzenia, w zamian odzyskując święty spokój.
       Lanfang, dotrzymując kroku swemu towarzyszowi, starała się nie zwracać uwagi na obserwujących ich uczniów, którzy z całą pewnością zaczęli sobie wyobrażać, że razem z Jjongiem stanowią parę - co było rzecz jasna absurdalne, biorąc pod uwagę fakt, że wcale się nie znali. Jednakże nie każdy był tego świadomy, a zachowanie chłopaka mówiło samo za siebie.
      Lissa czuła się dość niezręcznie i z miłą chęcią kazałaby mu trzymać od niej przynajmniej minimalny dystans, jednakże nie chciała przez taką błahostkę stracić znajomości Jonghyuna. Co prawda był nieco stuknięty, ale posiadał w sobie coś, co nie pozwalało dziewczynie nie obdarzyć jego osoby sympatią.
      Udając, że słucha rówieśnika, z zainteresowaniem spoglądała w stronę wysokiego, szczupłego chłopaka o niesamowicie czarnych włosach. Był to ten sam uczeń, który odezwał się podczas wymiany zdań między nią a Arią, nazwaną przez niego Królową Lodu. Skłamałaby twierdząc, że nie przykuł jej uwagi, jednak nie miała zamiaru komukolwiek się do tego przyznać.
      Zauważyła, że towarzyszy mu szatynka, obcięta na krótkiego „Boba”. Sięgała brunetowi zaledwie do podbródka, co nieco podbudowało jej kompleks niskiego wzrostu. Lissa była od niej o jakieś dwa-trzy centymetry wyższa, ale to zawsze coś. Jednak to nie wzrost zwrócił jej szczególną uwagę, a relacje łączące tych dwoje. Widać było, że doskonale się rozumieją i ogarnęła ją niepewność co do łączącej ich „przyjaźni”. W końcu Jonghyun powiedział, że Nick był widziany jedynie w towarzystwie Sunny - jeśli chodziło o dziewczyny. Może łączy ich coś więcej, dlatego ten chłopak nie spotyka się z kimś innym?
      A co cię to obchodzi, Lissa?! Zajmij się sobą, skarciła się w myślach, próbując przywrócić w nich porządek.
      Brunetka, zauważywszy stanowiska do rysowania, stanęła jak wryta, mając nadzieję, że to tylko bardzo zły sen, z którego lada moment się obudzi.
      – Jjong, uszczypnij mnie. – Poprosiła przymykając oczy. – Ała! To bolało! – krzyknęła, uderzając chłopaka w rękę z wyrzutem wypisanym na twarzy.
      – Kazałaś się uszczypnąć, a teraz mnie bijesz!
      – Zajmijcie swoje miejsca i namalujcie to, o czym teraz myślicie.
      Li ruszyła za znajomym, dostrzegając jednak, że nie ma miejsca, odwróciła się na pięcie, szukając jakiegoś wolnego stanowiska. Rzecz jasna, ani razu nie spuściła głowy, powtarzając sobie w myślach, że nikt nie zwraca uwagi na jej wygląd, choć było wręcz odwrotnie. Nawet pani profesor patrzyła na nią ze współczuciem.
      Jeśli dłużej pozostanę w tej kiecce, zwariuję!, pomyślała, zajmując w końcu wolne miejsce, znajdujące się z dala od trójki jej znajomych. Nic jednak na to poradzić nie mogła. W końcu to tylko jedna lekcja, da sobie radę. Prawda?
       – Skończyłem! – z rozmyślań wyrwał ją głos Kima, podnoszącego lewą dłoń.
      Artystka z dezaprobatą podeszła do swojego ucznia, patrząc to na kartkę, to na jego zadowoloną – nie wiadomo z czego - minę.
      – Tutaj niczego nie ma, Kibum. Nawet nie ruszyłeś palcem.
      Brunet złapał się z głowę, pokazując nauczycielce, że w ogóle go nie zrozumiała.
      – Człowiek bez mózgu nie potrafi myśleć. Dlatego moja kartka jest pusta, pani profesor.
      – Kibum! – nauczycielka uniosła głos, próbując w myślach doliczyć do dziesięciu, po czym dodała spokojniejszym tonem: – Każdy człowiek posiada mózg...
      – To dlaczego zawszę słyszę: „Key, ty w ogóle nie masz mózgu!”, „Key, ty bezmózgi pajacu!”, „Na święta dokupię ci szare komórki, może wtedy zaczniesz myśleć”... – zaczął wymieniać, z wyrzutem spoglądając w stronę kobiety.
      Ku jemu zdziwieniu, wszyscy wybuchnęli śmiechem. Powinien już się przyzwyczaić do tego, że zawsze z jego słów każdy się śmieje, jednakże w chwilach, gdy mówił zupełnie szczerze, było to nadzwyczaj irytujące. A potem to jego oskarżają o to, że nie potrafi zachować się dojrzale w sytuacji, która tego wymaga.
         – Koniec tych żartów, Kibum. – Oznajmiła stanowczym, aczkolwiek spokojnym tonem profesor Wang. – Pod koniec zajęć chcę dostać wszystkie wasze prace. I żadnych pustych kartek – porozumiewawczo spojrzała na Kima, po czym wybrała się na „wycieczkę” dookoła uczniów.
      Lanfang, zaskoczona, a zarazem uszczęśliwiona faktem, że jej obecność nie została zauważona, spojrzała na śnieżnobiały brulion formatu A1. Obok stała paleta z farbami, pędzle, ołówki o różnej miękkości oraz kredki.
      Załamana faktem, że jest zmuszona do ukazania braku talentu plastycznego, przymknęła na moment oczy, marszcząc przy tym czoło. Nawet strój, w którym dane jej było chodzić, nie dorównywał jej antytalentowi. Gdy czteroletni brat patrząc na twoje „dzieło” stwierdza, że nadaje się ono na rozpałkę w piecu - coś to chyba musi oznaczać.
      Biorąc do ręki pierwszy lepszy ołówek, zauważyła, że ktoś jej się przygląda. Odwracając głowę w lewą stronę, zauważyła ciemnowłosego chłopaka, odnosząc wrażenie, że wyrósł przed nią jak spod ziemi. Albo po prostu była tak zamyślona, że nawet nie zauważyła, obok kogo zajęła miejsca.
      Przytrzymując przez krótki czas spojrzenie równie czarnych co włosy oczu, sprawiła, że nieznajomy jako pierwszy odpuścił i  zabrał się do pracy.
      Larissa wciągnęła głęboko do płuc czyste powietrze, po czym zaczęła rysować na swej kartce to, co jej wpadło do głowy. Rzecz jasna, nawet się nie przyłożyła, gdyż jej obraz wyglądał tak, jakby namalowało je dwuletnie dziecko. Ludzik z okrągłą główką, cienkimi kreseczkami zastępującymi ciało - coś, co potrafi narysować każdy człowiek znajdujący się na kuli ziemskiej. Do tego zwykłe gwiazdki, oznaczające płatki śniegu.
      Dziewczynę korciło, aby podpatrzeć, co takiego wyszło spod ręki sławnego Nichkhuna, jednakże twardo utrzymywała wzrok na swojej - jakże beznadziejnej - pracy.
      – Ha! Wiedziałam, że to będzie coś twórczego – odparła Aria, wybuchając gromkim śmiechem. – Trzeba to pokazać światu – w mig zerwała kartkę, po czym skierowała się z nią w jak najwidoczniejsze miejsce, by pokazać wszystkim zebranym kompromitujący Lanfang obraz.
       – Give it, moron! – krzyczała w swym ojczystym języku Larissa, próbując przedostać się przez utworzoną grupkę wyśmiewających się z jej pracy uczniów.
       – Li, daj spokój. Nie warto – poprosił Tae, skutecznie zagradzając drogę kuzynce. Doskonale zdawał sobie sprawę, że tym razem dojdzie do bójki, jeśli nie zareaguje. Nie musiał znać córki swojego wujka od małego, by zauważyć, że jest bardzo porywcza i gotowa bronić siebie za pomocą pięści.
      – Odsuń się, Tae! Nie pozwolę siebie ośmieszać! Get out of my way!
      – Oho, nasz klasowy antytalent chyba nie chciał tego pokazywać. Jak mi przykro – rzuciła Ariadna, dostrzegając przytrzymywaną przez Taemina i jego dwóch przyjaciół.
      – Fuck all! – krzyknęła całkowicie wyrwana z równowagi Larissa, odpychając od siebie chłopaków i idąc w zupełnie innym kierunku.
      Nie rozumiała, dlaczego nie chciano jej dopuścić do tej plującej jadem żmii, skoro sama prosiła się o to, by ktoś w końcu uciszył tę jej piękną twarzyczkę. Przez swoich nowych znajomych stanie się ofiarą, której nawet nie dane jest bronić swojego imienia. Nie tego chciała!
      Fucking life!
      Po zniknięciu Larissy Lanfang nie ustało nabijanie się z jej rysunku, dopóki profesor Wang nie podeszła bliżej, krzycząc, aby klasa się uspokoiła.
      – To wcale nie jest zabawne, Aria! Nie każdy ma talent plastyczny, co nie oznacza, że trzeba się z takiej osoby naśmiewać!
      – Ale, pani profesor! Ktoś może nie mieć talentu plastycznego, owszem. Ale żeby rysować takie coś, to trzeba mieć doprawdy rozumowanie dwulatka. No, niech się pani temu przyjrzy! Wątpię, żeby kobieta o artystycznej duszy kiedykolwiek pomyślała o czymś takim – porozumiewawczo wskazała na obiekt kpin, nie kryjąc swojej pogardy. – Ja po prostu uważam, że jest to naśmiewanie się z artystycznych dusz i był to efekt zamierzony.
      – Całkiem ci się w tej głowie pomieszało, Lawson! – oznajmił Jonghyun, obdarzając szatynkę nienawistnym wzrokiem.
      – Co ona ci takiego zrobiła, że tak ją upokarzasz? – spytał Key, ze współczuciem myśląc o Lissie.
      To był jej pierwszy dzień w szkole, a zapewne już miała dość. Straciła rodziców, zamieszkała w zupełnie obcym kraju, gdzie musiała się wiele nauczyć, z niektórych rzeczy zrezygnować. Mnóstwo nowych obowiązków, wielka odpowiedzialność.
      To musi być straszne, gdy w jednym momencie cały świat zwala ci się na głowę, rujnując marzenia i wiarę w szczęście, myślał, wspominając swoje pierwsze spotkanie z chrześnicą Daesunga. Nie wyglądała na zadowoloną z przeprowadzki; powiedziałby, że raczej przerażoną. Może i uważano go za bezmózgiego głupka, jednak on również potrafił stać się poważny w odpowiedniej sytuacji, próbując się wczuć w to, co przeżywa druga osoba.
      Niespodziewanie nastąpiła cisza, spowodowana pojawieniem się lidera grupy Heartstrings, który stanął obok wyśmianego obrazu. Wszystkie spojrzenia skupione były na NIM, nie wiedząc, czego oczekiwać.
      Gdy chłopak przywiesił obok swoją pracę, przedstawiającą niemalże to samo - z tym, że na kartce widniała „dziewczyna” – na twarzach uczniów wymalowało się niedowierzanie przeplatane z szokiem, którego nikt nie potrafił ukryć.
      Xiah Nichkhun zupełnie bez słowa wsadził dłonie do kieszeni spodni, czując nagły powiew chłodnego wiatru, i ruszył w stronę wejścia do szkoły, zostawiając za swoimi plecami oszołomionych uczniów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz