Rozdział 8:


       Nirvana - „Alcohol (high on the hog)”. Ulubiona piosenka Lisette. Potrafiła jej słuchać przez dwanaście godzin, dzień w dzień, męcząc starą wieżę. Przedmiot stanowiący świętość w domu pani Rain. Wolała sprzedać własne ciało, niżeli pozbawić siebie możliwości słuchania swojego ulubionego zespołu.
      Larissa nienawidziła tej piosenki równie mocno, jak życia przy boku narkomanki, kpin ze strony rówieśników, nieraz widujących jej matkę pod wpływem odurzających środków czy też znikającą w różnych samochodach. Gdy tylko starała się porozmawiać na ten temat z Lisette, ta zbywała ją, mówiąc: „Muszę w jakiś sposób utrzymać dom, ciebie i Tylera. Poza tym, co cię obchodzi to, co gadają ludzie?! Zajmij się czymś pożytecznym, zamiast prawić mi kazania, gówniaro!”. Wielokrotne namawianie do podjęcia odwyku, prośby o nie przyprowadzanie klientów do domu zdały się na nic. Nie nastąpiła nawet najmniejsza zmiana. Życie Lissy przypominało rosyjską ruletkę, czekającą na szczęśliwy traf. Szansę na nowy start - z daleka od bagna, w którym się urodziła.
      Dlaczego więc, znajdując się daleko od codziennego syfu, wciąż myślała o tym, by zadzwonić do matki i uspokoić jej sumienie? Jeśli takowe oczywiście posiadała. Czemu odczuwała coś w rodzaju tęsknoty, nasilającej się z każdym wypowiedzeniem jej imienia przez Tylera?
      Rzuciwszy krótkie spojrzenie w stronę nieznajomego Koreańczyka, słuchającego nielubianej przez nią piosenki przywołującej wiele wspomnień, przyspieszyła kroku. Poprawiła czerwoną kurtkę, kupioną przez Daesunga, i weszła do budynku szkoły. Dziś Larissa wyglądała zdecydowanie bardziej przyzwoicie niż pierwszego dnia. A wszystko za sprawą czarnego sweterka z niewielkim dekoltem i szarych adidasów, pożyczonych od Jonghyuna. Lanfang miała nadzieję, że chłopak nie będzie miał nic przeciwko. Chyba że wciąż był zły za jej wczorajszy wybuch. Może powinna przeprosić?
      Co prawda chciała do niego zadzwonić zaraz po tym, jak  znalazła się w domu, ale widok maszyny do szycia zupełnie ją zdziwił. Nie miała pojęcia, skąd się wzięła, dlaczego stała na podłodze tuż naprzeciwko drzwi, jednak nie miało to żadnego znaczenia. Gdy wszyscy zasnęli, zabrała maszynę do pomieszczenia służącego za jadalnię i zabrała się za przeróbkę sukienek, wywołujących u niej złe samopoczucie. Szycie było jej pasją. Czymś, dzięki czemu czuła się szczęśliwa, spełniona.
      Wszystko rozpoczęło się w jej piętnaste urodziny, gdy otrzymała od Lisette starą maszynę, odkupioną od jakiejś staruszki. Nie potrafiła opisać słowami tego, jaka czuła się wtedy szczęśliwa. Wszystkie problemy jak gdyby zniknęły, pozwalając zatrzymać czas. Wpuszczając do jej życia radość. Pierwszą uszytą rzeczą były śpioszki dla sześcioletniego Tylera. Nie wyglądały perfekcyjnie, ale Lissa i tak była z siebie dumna. Niestety, kilka miesięcy później Lisette sprzedała maszynę na swój towar. Ból towarzyszący Larissie, przy stracie jedynej uszczęśliwiającej jej rzeczy był nie do zniesienia. Czuła się tak, jakby ktoś odebrał jej największe marzenie, pozbawiając przy tym cząstki jej samej.
      Odrzucając od siebie przykre wspomnienia, ruszyła schodami na pierwsze piętro. Dzień miała rozpocząć językiem angielskim i nie rozumiała, dlaczego Daesung nie mógł jej towarzyszyć w drodze do szkoły. Przez śliskie drogi robiła tak malutkie kroczki, że mogłaby do niej trafić za późno. Temperatura na dworze utrzymywała się w okolicach zera, bez jakiegokolwiek opadu śniegu. Dla nastolatki było to nie do przyjęcia, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze wczoraj zamarzała przy ujemnej temperaturze, atakowana przez białe śnieżynki. Nie potrafiła ukryć swojego zdumienia zmieniającą się pogodą.
      – Och, ty naprawdę nie masz ubrań! – z rozmyślań wyrwał ją kpiący głos Ariadny, który mogłaby już rozpoznać dosłownie wszędzie. – Jjong pożyczył ci spodnie, jaki on hojny. Naprawdę ci współczuję, biedactwo. Teraz rozumiem, dlaczego Nichkhun się zlitował i odciągnął od ciebie całą uwagę.
      – Urzekły mnie twoje słowa. Szkoda tylko, że nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Odparła kąśliwie, posyłając brunetce znudzone spojrzenie.
      – Pokazał swój rysunek, który był uderzająco podobny do twojego. – Poinformował Kibum, wyłaniając się z zebranego tłumu. – Gdybyś widziała, jak wszystkich zatkało! Nie lubię tego gbura, ale tym zachowaniem mi naprawdę zaimponował.
      – Niektórzy po prostu litują się nad biednymi. Nie ma co się doszukiwać w tym jakiegoś głębszego znaczenia. A ofiara losu zawsze nią pozostanie.
      – Wiesz co, Aria – brunetka podeszła do dziewczyny, spoglądając wprost w ciemnobrązowe oczy – gdy przestaniesz być tchórzem i powiesz mi to wszystko bez świadków, uwierzę, że się mnie nie boisz. Wprawdzie nie wiem, dlaczego się mnie uczepiłaś, ale mam to gdzieś. Nie zamierzam zmarnować swojej szansy przez kogoś tak niedojrzałego. A teraz wybacz, ale mam lepsze rzeczy do roboty, niż tracenie czasu na rozmowę z tobą.
      Omijając szatynkę, skierowała się w stronę sali z numerem czterdziestym pierwszym. Z ledwością panowała nad chęcią zawrócenia i załatwienia sprawy z Lawson za pomocą pięści, przez co przyspieszyła kroku. Znalazłszy się już w „swoim azylu”, oparła się o ścianę, biorąc głęboki oddech. Z powodu ciszy domyśliła się, że w klasie jeszcze nikt nie siedział. Jakie było jej zdziwienie, widząc śpiącego Nichkhuna na jednej z ławek!
      Bezszelestnie przeszła do swojej ławki, zdejmując z siebie ocieplaną kurtkę i wieszając ją na oparciu krzesła. W jej głowie wciąż dudniły słowa Kibuma, dotyczące Xiah'a. Czy to możliwe,aby pan „gwiazda” stanął w jej obronie? Dlaczego, skoro uważał, że przebywanie w jej towarzystwie było dla niego stratą czasu?
      Zajęła miejsce w ławce naprzeciwko, wpatrując się w spokojnie śpiącego chłopaka. Wyglądał tak niewinnie, sympatycznie... Aż miała ochotę zrobić mu zdjęcie i przywiesić sobie w pokoju. Albo chociażby schować do jakiejś książki. Momentalnie jednak odrzuciła od siebie tę myśl, uważając, że jest absurdalna. Na co jej zdjęcie chłopaka, którego praktycznie w ogóle nie znała? Nie należała do typu dziewczyn fascynujących się Nichkhunem czy też innym chłopakiem z jego zespołu dlatego, że byli popularni i przystojni. Już dawno wyrosła z fanowskiej „miłości”.
      – Obudź się, panie gwiazda. Mamy do pogadania. – Szturchnęła chłopaka w ramię, na co ten w powoli otworzył oczy. Nie ruszył się ani o milimetr, nawet się nie odezwał. Po prostu wpatrywał się w nią tymi czarnymi jak noc oczami. Bez jakichkolwiek emocji.
      Larissie przeszło nawet na myśl, że siedemnastolatek śpi z otwartymi oczami. Nachyliła się nad jego twarzą. Nick nawet nie mrugnął, co przekonało ją o słuszności swoich przypuszczeń. Nie odsuwając się, wyciągnęła dłoń w stronę ciemnych włosów, by wyrwać jednego z nich, wybudzając przy tym w brutalny sposób Koreańczyka.
      – BUM!
      Larissa  momentalnie zerwała się na równe nogi, próbując uspokoić swoje przerażone serce, które łomotało jak szalone.
      – Oszalałeś?! Chcesz, żebym zawału dostała?!
      – Jesteś za młoda. A to było zabawne – odparł z uśmiechem na twarzy, uważnie obserwując zdenerwowaną brunetkę.
      Wyglądała jak dziecko, które zobaczyło ducha. Próbowała się uspokoić, jednak nie do końca jej to wychodziło. Nick musiał jednak przyznać, że chciała go „obudzić” w dość drastyczny sposób. W zamian za to wylądowała na ziemi, przez co wywołała u niego bardzo dobry humor. Już w momencie, gdy zbliżyła do niego twarz na niebezpieczną odległość, z ledwością tłumił w sobie śmiech. A błękit jej oczu  sprawił, że zrobiło mu się niesamowicie ciepło.
      – Zabawne?! – Larissa nie mogła uwierzyć własnym uszom. – Masz bardzo dziwne poczucie humoru, gwiazdorze! Nie życzę sobie być więcej straszona w ten sposób!
      – Uspokój się. Jesteś cała czerwona.
      Spokojny ton chłopaka wprawił Li w osłupienie. Cała złość jakby mijała, a na jej miejsce wstąpiło opanowanie. Nie wiedziała, co się z nią działo, dlatego powiedziała stanowczym, nie znoszącym sprzeciwu głosem:
      – Słyszałam, co zrobiłeś na wczorajszej lekcji sztuki. Nie jestem osobą, której trzeba współczuć, dlatego nie musisz się poświęcać. Chyba nie chcesz, aby twój image ucierpiał, prawda?
      – Li! – w klasie pojawił się Taemin, który na widok swojej kuzynki uśmiechnął się od ucha do ucha. – Chodź, mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia.
      Nie zawsze chodzi o litość, Lisso. A ja po prostu zrobiłem to, co do mnie należało. Inaczej nie mogłem postąpić, odpowiedział w jej w myślach. Xiah zrezygnowany spojrzał w stronę oddalających się rówieśników.

      – Może po prostu powinnaś odpuścić? Nie ma co doszukiwać się dziury w całym.
      Rhee Yuri spojrzała na przyjaciółkę ze zrezygnowaniem. Traktowała Ariadnę jak siostrę, jednakże jej zachowanie często doprowadzało ją do szału. Nie potrafiła zrozumieć jej niechęci do niektórych uczniów i tego wywyższania się. Aria lubiła rządzić, ale czasami po prostu przesadzała. Tak też było w tym przypadku.
      – Przestań zachowywać się jak moja matka – odparła szorstko szatynka. – Ty po prostu nic nie rozumiesz. Jestem pewna, że Lanfang coś przed wszystkimi ukrywa. A ja nie spocznę, dopóki się nie dowiem, co to takiego. Znam się na ludziach. Jeszcze zobaczysz, że miałam rację.
      Lawson wyminęła Koreankę, samotnie podążając w stronę klasy. Nie miała ochoty na dłuższe tłumaczenia, bowiem i tak zostałaby niezrozumiana. Po co miała się denerwować, złościć, gdy mogła po prostu odejść. Instynkt podpowiadał jej, że Larissa ukrywa jakąś tajemnicę, którą za wszelką cenę chce uchronić. Sam fakt, iż Daesung trzymał ją na wyraźny dystans powodował, że w jej głowie pojawiało się wiele przypuszczeń - tylko które z nich mogło okazać się prawdziwe?  Aria specjalnie prowokuje  nową dziewczynę, by czegoś się dowiedzieć. Kto jak to, ale Ariadna Lawson dążyła do celu po trupach. A jej celem było zdemaskowanie Lanfang.
      – Kibum! Poczekaj chwilę – widząc bruneta, podbiegła do niego ze sztucznym uśmiechem. Dostrzegając zaskoczone spojrzenie, kontynuowała: – Jutro mamy wolną sobotę... Może miałbyś ochotę zjeść ze mną obiad?
      – O-obiad? Z tobą? – Key uniósł brwi ku górze, mając nadzieję, że to nie był tylko sen. Jedna z najładniejszych dziewczyn z ich liceum zaprosiła go właśnie na wspólny obiad. I niech tu ktoś jeszcze powie, że jest głupi!
      Chociaż... Aria wyraźnie chciała uprzykrzyć życie Li, a jakby nie patrzeć, Angielka była jego koleżanką. Czy to nie będzie zdrada, gdy umówi się z wrogiem?
      Szatynka, dostrzegając niepewność chłopaka, objęła jego dłoń, mówiąc spokojnym, melodyjnym głosem:
      – Wiem, że martwisz się o to, co powiedzą twoi przyjaciele, ale nie martw się. Obiecuję, że jako pierwsza wyciągnę dłoń w stronę Larissy. Zrobię to dla ciebie.
      – N-naprawdę?
      Kiwnięcie głowy, sprawiło, że Key nieco się uspokoił. Skoro Ariadna chciała przeprosić kuzynkę Taemina, nic nie stało na przeszkodzie, by zaczęli się ze sobą spotykać. Taka szansa zdarzała się raz na kilka lat, nie mógł jej zmarnować. A przyjaciele będą musieli po prostu zaakceptować jego nową „partnerkę”.
      – W takim razie chodźmy. Li pewnie jest już w klasie – pociągnął towarzyszkę, obdarzając ją promiennym uśmiechem.
      Naiwniak, przeszło przez myśl Arii, która odwzajemniła gest chłopaka. Było to jak najbardziej sztuczne, ale  on nie miał o tym bladego pojęcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz