Rozdział 9:


     Jonghyun z uśmiechem obserwował drzemiącą obok dziewczynę, której twarz była zakryta przez podręcznik do koreańskiego. W klasie toczyła się żywa rozmowa na temat życia w rodzinie, podczas gdy Angielka spała sobie w najlepsze. Lekcje z pedagogiem szkolnym - Song Woo Hyukiem uważano za najciekawsze. Jonghyun bardzo lubił jego zajęcia; opierały się na codziennym życiu i problemach. Wykładowca pokazywał świat z zupełnie innej perspektywy, nie raz pomagał w trudnych chwilach, sprawiając, że uczniowie wierzyli w swoje możliwości i nie bali się spełniać najskrytszych marzeń. Bardziej przypominał przyjaciela niż nauczyciela i tak też go traktowano. Być może to ze względu na młody wiek – bowiem kończył dopiero trzydzieści lat i traktował swych podopiecznych jak równych sobie. Niejeden nauczyciel zazdrościł mu umiejętności porozumienia się z uczniami, niektórych przepełniała czysta zazdrość.
      – Jonghyun – chłopak, słysząc głos Song Woo Hyuka, posłał w jego stronę uważne spojrzenie. – Byłbym wdzięczny, gdybyś obudził swoją koleżankę.
      Klasa momentalnie skupiła wzrok na śpiącej nastolatce, przez co blondyn niepewnie szturchnął Lanfang w ramię. Gdy ta nie ruszyła się ani o milimetr, posłał pedagogowi bezradne spojrzenie. Nie chciał ponownie rozzłościć Lissy i bał się obudzić ją w brutalniejszy sposób. Wystarczyło, że wczoraj musiał się wysłuchiwać, jaki to jest głupi i nieodpowiedzialny.
       – Ja to zrobię! Ja! Ja! Ja! – krzyknął podekscytowany Kibum, biorąc do ręki gruby podręcznik, który bardziej przypominał brudnopis niż przedmiot służący do nauki czegokolwiek. Liczne rysunki wskazywały na to, że ten chłopak niesamowicie nudził się w szkole i musiał czymś zając swoje myśli, by przypadkiem nie zasnąć czy też nie uciec, co było surowo zabronione.
      Nim Bling zdążył w jakikolwiek sposób zaprotestować, po klasie rozniósł się huk, przez co Larissa z przerażeniem poderwała się ze swojej ławki. Klasa wybuchła gromkim śmiechem, a zdezorientowana brunetka próbowała ułożyć swoje porozrzucane na wszystkie strony włosy. Nieprzytomny wzrok i grymas świadczący o niezadowoleniu sprawił, iż wyglądała jak lalka Blythe o śnieżnobiałej cerze i ogromnych niebieskich oczach.
      – Dziękuję, Kibum – nauczyciel posłał uczniowi szczery uśmiech, na co ten z satysfakcją zajął z powrotem swoje miejsce. – Nie wiedziałem, że moje zajęcia są tak nudne – zwrócił się do Lanfang, krzyżując ręce.
      Dziewczyna niepewnie rozejrzała się po klasie, nie pamiętając, kiedy zasnęła. Choć musiało to się stać na początku zajęć. Dowodem był fakt, iż odnosiła wrażenie, jakby widziała nauczyciela pierwszy raz w życiu, nie mając bladego pojęcia, o czym w ogóle do niej mówi.
      Przyjmując jednak postawę pilnej uczennicy, oznajmiła:
      – Ja również tego nie wiedziałam. Znaczy się... – momentalnie poprawiła popełnioną gafę, udając, że poprzednie słowa nie padły z jej ust. – Te zajęcia są bardzo interesujące i trzeba na nich dużo myśleć. Skupić się na pańskich słowach i po prostu od tego myślenia poczułam się zmęczona, przez co mi się przysnęło. Ale ogólnie jest pan świetnym nauczycielem. Tak. Tak właśnie myślę.
      Nichkhun zaśmiał się pod nosem, wyczuwając w głosie Lissy udawaną powagę. Nie musiał na nią patrzeć, by mieć przed oczami jej zmieszaną minę. Z pewnością unosiła brwi ku górze, lustrując nauczyciela swoimi dużymi oczami. Zdążył już zauważyć, że ta dziewczyna posiadała charakterystyczną mimikę twarzy, przez co czytał z niej jak z otwartej księgi. Chociaż nie mógł pojąć huśtawki nastrojów i faktu, że wyżywała się nawet na osobach, które chciały jej pomóc - w dodatku bez powodu.
      – W takim razie powiedz mi, co dla ciebie oznacza „rodzina”?
      Lissa zdębiała, niepewnie tkwiąc wzrok w jasnobrązowej ławce. Czuła się tak, jakby każdy wiedział, przez co przechodziła, choć było to niemożliwe. Nikt nie miał o tym bladego pojęcia - jedynie Daesung znał prawdę. Cała reszta myślała, że jej rodzice nie żyją. Sama była ciekawa w jakich okolicznościach wydarzyła się ta wymyślona tragedia. Nie miała pojęcia, co ojciec mógł wymyślić, by ich chronić.
      – Uważam, że rodziną jest grupa przywiązanych do siebie ludzi, którzy obdarzają się bezinteresowną miłością. Są gotowi oddać za siebie nawet życie. Oczywiście nie oznacza to, że w prawdziwej rodzinie nie występują kłótnie, bo to jest normalne zjawisko. Jednakże pomimo wszystkich sprzeczek, nikt nie pozwoli skrzywdzić członka swojej rodziny. Nie zależne jest to od więzów krwi, jak dla mnie to tylko geny.. Jeśli ktoś posiada prawdziwy, ciepły dom jest szczęściarzem. Nie każdy może tego doświadczyć.
      Niespodziewanie w pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka, na co rozbita emocjonalnie Angielka podniosła się z miejsca, ruszając w stronę drzwi. Jonghyun chciał jej towarzyszyć, ale skutecznie go zbyła, mówiąc, że musi skorzystać z łazienki.
      – Larisso – Woo Hyuk zatrzymał uczennicę przy wyjściu, uważnie przyglądając się jej zdezorientowanej twarzy – chciałbym żebyś podczas długiej przerwy mnie odwiedziła. Poproszę Taemina, żeby cię zaprowadził, dobrze?
      Kiwnęła niepewnie głową, omijając pedagoga. Czuła się tak, jakby ktoś przyłapał ją na gorącym uczynku. Gdy tylko znalazła się na szkolnym korytarzu, rzuciła się biegiem w stronę łazienki, znajdującej się na pierwszym piętrze. Pozwoliła sobie na upust emocji w momencie, gdy zamknęła się w niewielkiej kwadratowej kabinie. Łzy zaczęły spływać po bladych policzkach, a przed oczami pojawił się obraz jednej z imprez zorganizowanych przez Lisette w ich domu, w Londynie.

      Krzyki przewiercały na wskroś bębenki, nieznośnie ściskając skronie. Głośna muzyka przeplatana z rozmowami bawiących się na dole ludzi sprawiała, że miała ochotę krzyczeć ze złości. Próbowała uśpić swojego trzyletniego brata, ale w takim hałasie było to po prostu niemożliwe.
      Nie mogąc dłużej znieść panującego chaosu, poprosiła Tylera, by nigdzie się nie ruszał, a sama zeszła drewnianymi schodami w dół, mijając pijanych, zupełnie obcych jej ludzi. Wszędzie walały się puszki, papierki po czipsach oraz pety. Mieszkanie wyglądało w miarę porządnie - do czasu, gdy Lisette pozwoliła nocować w nim ćpuńskim przyjaciołom.
      Dostrzegając matkę, wieszającą się na chłopaku mającym na jej oko niewiele ponad dwadzieścia lat, podeszła, próbując przekrzyczeć głośną muzykę:
      – Wyproś ich! Tyler nie może spać w takim hałasie!
      – Nie słyszę cię! – odkrzyknęła rozchichotana Lisette, wciąż świetnie się bawiąc u boku dużo młodszego od siebie chłopaka.
      Lissa, dostrzegając nieopodal pilot z wieży, leżący na kremowej, obszarpanej pufie, wzięła go do ręki, naciskając czerwony guzik. W pomieszczeniu momentalnie zapanowała cisza, przerywana wyzwiskami oburzonego tłumu. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Lisette wyrwała przedmiot z jej ręki, wymierzając siarczysty policzek.
      – Wracaj do swojego pokoju i nie waż się nam więcej przeszkadzać, ty mała szmato! Nawet nie wiesz, jak ja bardzo cię nienawidzę! Żałuję, że się urodziłaś!
      – I vice versa! – odkrzyknęła, biegnąc w stronę schodów...

      Podobne sytuacje zdarzały się niemalże codziennie. Nieważne co się działo, Lisette o wszystko obwiniała swoją nastoletnią córkę. To przez nią zachowywała się tak, a nie inaczej. Z jej winy Tyler płakał, bał się nowych tatusiów i „znajomych”, ponieważ nie potrafiła zachować się jak dobra córka, a co dopiero siostra. Szkoda, że nigdy nie zauważyła, że chłopiec tylko dzięki niej nie umarł z głodu. Nie spotkało go nic złego, ponieważ zawsze stawała w jego obronie, co raz zakończyło się poobijaną szczęką. Wielokrotnie zakrywała siniaki pod toną makijażu. Ale to przecież było nieistotne. W oczach matki zawsze była tą „złą”. Najwyraźniej tamta nie chciała brać na siebie jakiegokolwiek poczucia winy. Najprościej było zrzucić winę na kogoś innego.

      – Li! Jesteś tu?
      Rozpoznała damski, melodyjny głos. Otarłszy łzy z policzków, poprawiła koszulkę, po czym otworzyła białe drzwi. Dostrzegając bliską przyjaciółkę Nichkhuna, uniosła brwi.
      – Wszystko w porządku? – szatynka zmierzyła ją uważnym, troskliwym spojrzeniem. Lanfang kiwnęła jedynie głową. Najwyraźniej jej nie przekonała, jednak Sunny nie drążyła tematu. I słusznie, bo i tak niczego by się nie dowiedziała. – Chciałam spytać, czy masz może ochotę pójść po szkole na jakieś zakupy czy coś. Wiesz, dzisiaj chłopaki mają swój pierwszy występ z Heartstrings... Jestem pewna, że Key i Taemin poradzą sobie. W końcu Nick jest świetnym liderem. Ale skoro tworzą jedną grupę, będziemy się często spotykać. Nie chciałabym, żebyśmy były dla siebie zupełnie obce czy coś w tym stylu...
      – Chyba nie bardzo rozumiem – odparła zdezorientowana Li, wspominając słowa kuzyna dotyczące grafiku panującego w Korei. – Przecież tutaj nie ma czasu na życie towarzyskie. Nic tylko nauka, nauka, nauka. W tym dwie godziny przerwy...
      – Wiem, co ci nagadał Taemin. Powiedział to, co kazał wasz wujek, by cię trochę nastraszyć albo zniechęcić. Taki okres panuje tylko w gimnazjum, ale w liceum mamy więcej luzu. Zawsze kończymy zajęcia o piętnastej, a potem mamy czas dla siebie – wyjaśniła.
      – Zaczynam się powoli w tym wszystkim gubić – przyznała zniesmaczona, odrzucając ciemne włosy do tyłu. – Porozmawiam z wujkiem i mam nadzieję, że wytłumaczy mi wszystko na spokojnie. A tak każdy mówi mi co innego i sama nie wiem co myśleć. Wracając jednak do twojej propozycji... Z chęcią bym z tobą gdzieś wyskoczyła, ale niestety nie mogę. Muszę zająć się młodszym bratem. Na pewno spotkamy się w klubie. A wtedy, mam nadzieję, opowiesz mi, jakim cudem Kibum zgodził się na współpracę z twoim przyjacielem. Nie wypowiadał się o nim z sympatią, dlatego bardzo chętnie tego posłucham.
      Posłała Koreance szczery uśmiech, co wyraźnie ją zaskoczyło. Larissa nie była zdziwiona tą reakcją - w końcu wcześniej potraktowała ją bardzo niekoleżeńsko, wręcz chamsko. Ale na obecną chwilę postanowiła przestać być taką zołzą i dać sobie szansę na poznanie miłej dziewczyny. Soonkyu nie traktowała jej jak kogoś, nad kim trzeba się litować. Nie drążyła tematu, widząc, że nie chciała rozmawiać. Właśnie to zadecydowało o tym, że Larissa chciała poznać bliżej tę dziewczynę. Pokazała, że jest szczerą, miłą osobą. To wystarczyło.
      – Idziemy na zajęcia?
      Widząc szczery uśmiech na ustach szatynki, wyminęła ją, kierując się w stronę wyjścia. Za godzinę miała spotkanie z pedagogiem, postanowiła jednak ominąć tego spotkania szerokim łukiem, a Tae powie, że już na nim była.W końcu nie był jej ojcem, by musieć ją kontrolować.
      
      Błękitnoszare pomieszczenie klubu „Eclipse” opanowała ciemność, rozpraszana jedynie światłem padającym na całkiem dużą scenę. Prócz okrągłych, drewnianych stolików i krzeseł w środku znajdowało się również kilka długich ławek, stojących coraz wyżej, tworząc półkolistą widownię, znajdującą się naprzeciwko sceny. Kształtem przypominało to pomniejszony teatr grecki, z tym, że nie wystawiano sztuki, a organizowano koncert. Obok znajdował się bar, za którym stał barman z dość pokaźną kolekcją napojów procentowych. Sprzedawał niepełnoletnim alkohol, jednak nie w dużej ilości. Sam Dong zawsze powtarzał, że „co za dużo, to niezdrowo”. Wiedział, że jest to nielegalne, jednakże nikt jeszcze na niego nie doniósł, co sprawiało, że czuł się swobodnie.
      Ariadna z niecierpliwością przygryzała błękitną rurkę, z której popijała sok pomarańczowy, wyczekując występu Heartstrings w nowym składzie. Dzięki Kibumowi nie musiała płacić za bilet i mimo to miała możliwość podziwiać Nichkhuna w miejscu, które było dla niego stworzone. To z jego powodu w ogóle się tutaj pojawiła.
      Słysząc krzyk dziecka, zerknęła w stronę tego krzyku z oburzeniem wymalowanym na twarzy. Dostrzegając obok Larissę Lanfang, wzięła głęboki oddech, by po chwili przybrać sztuczny uśmiech. Nie miała ochoty udawać, że toleruje jej towarzystwo, ale jeśli się nie wysili - straci okazję na rozszyfrowanie Angielki, a zarazem zdobycie najpopularniejszego chłopaka w szkole.
      Pomachała w stronę dziewczyny, wskazując wolne miejsca obok siebie. Udawanie sympatii w stosunku do osoby, której nie znosiło się z całego serca było nadzwyczaj trudnym zadaniem. Jednak w przypadku Ariadny Lawson nic nie było niemożliwe.
      Postanowiła godnie znieść towarzystwo swojego wroga, irytującego ją od pierwszego wejrzenia dzieciaka i przygłupiego Jonghyuna, który nie ukrywał swojej nieufności wobec jej przejścia na „dobrą” stronę. Cóż, nie był jedyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz